Polskie Nagrania: Wszyscy jesteśmy jurorami

O napisaniu tekstu o talent show’ach myślę za każdym razem, gdy oglądam je w telewizji. Wkurza mnie cała ta obłuda płynąca z ekranu, na którą tak łatwo nabierałem się jeszcze kilka lat temu. Na szczęście to już przeszłość, bo dzisiaj nabieram się na nią już tylko co drugi odcinek (może dlatego, że co drugi oglądam). Zagubieni w życiu, ubodzy, z niekompletnych rodzin – za każdym razem, gdy widzę taką historię, moja cholerna i nieugięta empatia każe mi cierpieć razem z tymi ludźmi.

Kiedyś tak bardzo wczułem się w sytuację Gienka Loski, że zapraszając go do rozmowy, od razu poleciałem po piwo. Pomyślałem sobie – niech stracę, ale podzielimy to cierpienie na pół. Niestety okazało się, że Gienek na żywo już nie pił. No i trudno – wziąłem wszystko na siebie. Ale wtedy też postanowiłem, że przestanę przeżywać te wszystkie „telewizyjne” historie, bo w końcu zwariuję – i kto mi wtedy będzie współczuł? Od tego czasu współczuję już tylko co drugiemu „dotkniętemu przez życie” uczestnikowi. Wyjątek zrobiłem jedynie w przypadku pewnego wokalisty X Factora, który rozpłakał się po tym, jak dowiedział się, że jego występ będzie oceniała Kasia Nosowska. – To moja idolka, w życiu nie podejrzewałem, że kiedyś wypowie się na mój temat – próbował tłumaczyć wyraźnie poruszony wokalista. Próbował, bo w poprawnym i zrozumiałym przekazie przeszkadzały mu napływające do ust ogromne jak groch łzy. Pomyślałem wtedy – jak on teraz pokaże się swoim kolegom? Jeszcze krzykną niechcący „Nosowska” i chłopak znowu wpadnie w histerię. Ale w sumie to nie w uczestnikach jest problem. Przecież oni i tak nikogo tam nie obchodzą. We wszystkich finałach talent show’ów wystąpiły ich już setki – każdy z nich był wyjątkowy, każdy miał podbijać polski rynek, o każdego miał w przyszłości walczyć któryś z jurorów… Niestety tak się jakoś nieszczęśliwie zawsze składało, że po pierwszej edycji była druga, potem następna i następna i… no nie było czasu. Bo jak wiadomo, praca jurora to ciężki kawałek chleba. Powiedziała to niedawno sama Elżbieta Zapendowska, mocno zmęczona wmawianiem ludziom, że nie powinni śpiewać, bo np. seplenią. Muniek Staszczyk i Krzysztof Grabaż Grabowski mogliby sobie od razu darować tego typu program – jury płakałoby ze śmiechu co najmniej tak, jak wspomniany wcześniej bohater, który spotkał na swojej drodze Katarzynę Nosowską. Ale i ona ze swoją „kołkowatą” postawą wyleciałaby ze sceny, zanim jeszcze zdążyłaby powiedzieć „no dzięki”.

Ale żeby nie było – nie jestem wrogiem talent show’ów. Wręcz przeciwnie – oglądam je przy każdej możliwej okazji, kiedyś wysłałem nawet jednego smsa. Niestety na darmo, bo źle zrozumiałem pytanie. Myślałem, że pytają mnie o to, którego jurora chciałbym usunąć z programu, więc wpisałem… (pozwolicie, że zachowam to dla siebie). Zresztą z Mają Sablewską od początku były same problemy. Ona zawsze słyszała odwrotnie, niż było w rzeczywistości. Kiedyś nie wytrzymałem i zapytałem Ady Szulc i Michała Szpaka (to tacy piosenkarze, o których słyszeli tylko widzowie tvn) wprost – po co ta pani Maja tam siedzi? Od razu zaczęli przekonywać mnie, że jest potrzebna, bo zna się na… strojach. – Fajnie – pomyślałem. – W Top Model też przydałby się ktoś, kto zna się na śpiewaniu. Może np. Tatiana Okupnik – z takim SkyFallem nie straszna byłaby pokazom mody już żadna kreacja. Choć ostatnio i tak najwięcej radości sprawia mi Marek Pekarczyk – juror The Voice of Poland. – Naciśnij guzik, a wtedy uczestnik być może trafi do Twojej drużyny – mówi regulamin programu. No i Marek naciskał przy każdej możliwej okazji. W końcu opanował tę sztukę do perfekcji, wciskając guzik zanim jeszcze uczestnik wydobył z siebie chociaż gram dźwięku. (potem musieli Markowi zabierać zawodników, bo nazbierał ich tylu, że zabrakło miejsca na backstagu).  

No więc o napisaniu o talent show’ach myślałem już dawno.  Oglądając w sobotę The Voice of Poland w końcu pobiegłem po laptopa. No i znowu ta cholerna empatia – Steczkowska płacze, bo ktoś tam odpadł, Markowska smutna, bo wszyscy pięknie śpiewają, a przecież ktoś musi przegrać, Piekarczyk (jego fotel już na szczęście się nie kręci) nie potrafi powiedzieć, kto był lepszy i zostawia wybór innym… i tak non stop.  Więc przeżywam ten dramat razem z jurorami. Płaczę razem z Justyną, rozpaczam z Patrycją, kręcę się na fotelu razem z Markiem. I martwi mnie tylko jedna rzecz – przecież i tak wiem, że ściemniają. Skąd? Z tzw. offów, czyli wypowiedzi jurorów wklejonych w program. Na żywo wszyscy śpiewający są świetni i cudowni, na offie ten był beznadziejny, a tamten przesadził z interpretacją. No więc która wersja prawdziwa? Pewnie do wyboru, wedle empatii. Patrząc czasami na ten festiwal obłudy cieszę się, że pierwszy juror RP Kuba Wojewódzki był od zawsze chamem. Mówił wprost, co sądzi – przynajmniej nikt potem nie ma wątpliwości, że nawet zagubiony w życiu i biedny może kiepsko śpiewać. A tak – zamiast głosować na talenty, wspieramy później podopiecznych fundacji…

O napisaniu tekstu o talent show’ach myślę za każdym razem, gdy oglądam je w telewizji. Dzisiaj nie wyszło, postaram się o to innym razem…

piekar

Zapraszam na Polskie Nagrania

tomeK. kowalewicz

Share Button
Opublikowano w Polskie Nagrania