W 1980 roku koszykarze Startu Lublin po raz ostatni stanęli na podium Polskiej Ligi Koszykówki. Ówczesna drużyna z Kentem Washingtonem w składzie, zdobyła trzeci brąz dla Lublina. Dziś, po 40 latach medalowej posuchy, #CzerwonoCzarni mogą szczycić się powrotem na podium, a w dodatku największym sukcesem w historii klubu. W przedwcześnie zakończonym sezonie Energa Basket Ligi, podopieczni Davida Dedka zdobyli wicemistrzostwo Polski. Choć oficjalnej ceremonii wręczenia srebrnych medali nie było ze względu na panującą pandemię koronawirusa, to nam udało się porozmawiać ze szkoleniowcem Startu o nastrojach w klubie po tym wielkim sukcesie.
Michał Rutka: Zacznijmy od tego, co działo się zanim w Polsce wybuchła epidemia i postanowiono przerwać trwający sezon. W końcu wyjazdowe zwycięstwo ze Spójnią Stargard okazało się być kluczowe w kontekście ostatecznego wyglądu tabeli. Już wtedy, zmuszeni byliście grać bez udziału publiczności, choćby tej miejscowej. Jak taka sytuacja wpłynęła na nastroje w drużynie?
David Dedek: Na pewno w zespole panował lekki niepokój. Nie nam było oceniać decyzję władz ligi, ale wiedzieliśmy, że była ona podjęta w trosce o zdrowie i bezpieczeństwo uczestników meczu jak i kibiców. Podeszliśmy do tego spotkania jak do każdego innego. Sytuacja na boisku była niecodzienna, bo wiadomo, że zawodowy sport jest dla kibiców, a tutaj trybuny były zamknięte. Pomimo zaistniałej sytuacji kibice Spójni pojawili się i kibicowali z drugiej strony ściany (z baru obok hali). Nasza drużyna trzymała się razem i dzięki temu wygraliśmy to spotkanie. W tym momencie nikt nie myślał, że to będzie ostatni mecz w tym sezonie.
MR: Po tej wygranej zrównaliście się punktami z Anwilem Włocławek. Ostatecznie jednak zwycięstwo z Rottweilerami z pierwszej połowy sezonu zaważyło, że to Wy sięgnęliście po wicemistrzostwo kraju. Podopieczni Igora Miličića nie doczekali się rewanżu. Czy uważa Trener, że uzgodniona kolejność w tabeli to uczciwe rozwiązanie, czy może w takiej sytuacji powinien zostać rozegrany mecz między Waszymi ekipami?
DD: Na początek powiem, że jedynym dobrym rozwiązaniem jest grać do końca. Obecna sytuacja zmusiła jednak władze ligi do podjęcia decyzji, która może nie jest popularna, ale okazała się być jedyną słuszną. Sytuacja na świecie pokazuje, że zakończenie rywalizacji było w 100% prawidłową decyzją, która zapadła w odpowiednim czasie. W momencie zakończenia ligi mieliśmy – tak jak Anwil – bilans 17-5, jednak w bezpośrednim pojedynku byliśmy lepsi. Co więcej, nawet jeżeli Toruń by wygrał brakujące 2 mecze, to i tak byśmy byli na drugim miejscu według małej tabeli. Takie są przepisy gry w koszykówkę. Rewanżu nie można było zagrać. Trzeba brać pod uwagę fakty, każde inne rozwiązanie byłoby uznaniowe.
MR: Jak Trener wspomina to wygrane spotkanie z Anwilem? Atut gry przed własną publicznością pomógł doprowadzić do tego historycznego zwycięstwa?
DD: Ten mecz zapamiętam na długo. Atmosfera jaką nam przygotowali kibice była fantastyczna. Uważam, że to był jeden z lepszych naszych meczów w tym sezonie, jeżeli nie najlepszy.
MR: Świetnie zaprezentował się wtedy Brynton Lemar (27p, 11a) zaliczając double-double, którego bliski zdobycia był również Jimmie Taylor (13p, 9 zb). Do ich grona dołączają oczywiście Demond „Tweety” Carter i Martins Laksa, którzy wiele od siebie dali przez te 22. kolejki. Czy zagraniczni koszykarze spełnili przedsezonowe oczekiwania?
DD: Myślę, że zagraniczni zawodnicy doskonale odnaleźli się w swoich rolach. To nie tylko bardzo dobrzy koszykarze, ale przede wszystkim ambitni i odpowiedzialni ludzie, doskonale pracujący w zespole. Zrobili nawet więcej niż się od nich oczekiwało.
MR: Polski trzon drużyny także został wzmocniony. Do Mateusza Dziemby, Kacpra Borowskiego, Romana Szymańskiego, Michaela Gospodarka i Bartka Pelczara dołączyli Damian Jeszke, Jacek Jarecki i w połowie sezonu Grzegorz Grochowski. Jak Trener ocenia ich występy?
DD: Każdy z zawodników, który został z nami z poprzedniego sezonu, zrobił ogromny krok do przodu. Nie tylko byli ważnymi postaciami w pojedynczych meczach, ale wiele razy byli autorami kluczowych wydarzeń na boisku. Do tego doskonale się włączyli Jacek, Damian i Grzegorz, a także Karol Obarek i Tymoteusz Pszczoła. Bez nich o 17 zwycięstwach moglibyśmy tylko pomarzyć. Chciałbym również dodać, że postęp i dobrą formę zawodnicy zawdzięczają przede wszystkim trenerom i obsłudze medycznej. To oni zainwestowali mnóstwo swojego czasu, energii i wiedzy by zawodnicy byli w jak najlepszej formie. Michał, Przemek, Kuba&Kuba oraz Paweł zawsze byli tam dla nich.
MR: Jako klub mocno zaangażowaliście się w akcję #ZostanwDomu. Kiedy i w jakich okolicznościach postanowiono wysłać Amerykanów i Łotysza w ich rodzinne strony?
DD: Akcja #ZostanwDomu jest na pewno bardzo ważna, byśmy sobie uświadomili skalę problemu oraz jak ważne jest ograniczyć rozprzestrzenianie wirusa. Ludzkość, a przede wszystkim lekarze i naukowcy, prowadzą wyścig z czasem by znaleźć lekarstwo na koronawirusa. Z obcokrajowców pierwszy do domu wrócił Martins. Jego powrót był prosty, bo jechał samochodem. Po nim przyszedł czas na zawodników ze Stanów Zjednoczonych. Kluczową osobą przy organizacji powrotu był prezes Arek Pelczar, który błyskawicznie porozmawiał z agentami i zawodnikami. Zorganizował bilety, zawiózł zawodników na lotnisko i pomógł im przy odprawie. Był świadomy z powagi sytuacji i w przeciągu kilku godzin zrobił wszystko, by zawodnicy mogli bezpiecznie wrócić do domu i swoich rodzin.
MR: Jak czują się obecnie zawodnicy, którym dolegały kontuzje lub urazy?
DD: Grzegorz Grochowski i Carter już wrócili do pełni zdrowia, a Michael Gospodarek jest na dobrej drodze. Trzymam za niego kciuki.
MR: Zostało jeszcze coś, na co wszyscy fani lubelskiego basketu czekają – faza Play-off. Czy w przyszłym sezonie do naszego miasta zawita ta ważna część sezonu, a Start będzie walczył o najwyższe cele?
DD: No właśnie śmiech… Lublin znowu bez Play-off… Co będzie to będzie. To co mogę powiedzieć to tylko: walczymy dalej.
MR: Poza krajowymi play-off’ami, do Lublina mogą przyjechać również europejskie drużyny. Zapewne ciężko przewidzieć co przyniesie przyszłość, ale jak klub zapatruje się na taką ewentualność?
DD: Dobre pytanie, ale zadane trochę za wcześnie. Na tę chwilę trzeba się skupić na zdrowiu i bezpieczeństwie. Jak się sytuacja unormuje, będzie można planować. Jestem przekonany, że klub zrobi wszystko, by #CzerwonoCzarni kibice mogli oglądać jak najlepsza koszykówkę. Na sam koniec chciałbym podziękować wszystkim, którzy na ten sukces tak wytrwale pracowali: Prezesom Arkadiuszowi Pelczarowi i Markowi Lembrychowi, Miastu Lublin z Prezydentem Krzysztofem Żukiem na czele, Urzędowi Marszałkowskiemu z Marszałkiem Jarosławem Stawiarskim na czele, sponsorom, którzy umożliwili nam funkcjonowanie na najwyższym poziomie, a szczególnie kibicom, którzy sprawiają, że czerwono-czarna rodzina naprawdę żyje.