Po październikowej porażce w Szczecinie, lublinianie podchodzili do spotkania 19. Kolejki Energa Basket Ligi bardzo poważnie. Motywacja była tym większa, że gospodarze w Lublinie z Kingiem jeszcze nie wygrywali. Odkąd Czerwono-Czarni wrócili do najwyższej klasy rozgrywkowej, rok w rok ulegali szczecinianom we własnej hali. W końcu zła passa została przerwana.
Choć mecz zakończył się różnicą 23 punktów, to początek wcale tego nie zwiastował. Amerykańscy koszykarze Kinga świetnie weszli w spotkanie. Ich dobre rozumienie się na obwodzie przełożyło się na trójki Thomasa Davisa i Dustina Ware’a. Punkty zdobywał również Cleveland Melvin i to goście prowadzili 17:14 po pierwszej kwarcie. Problemy z wstrzeleniem się miał jedynie środkowy Kinga, Ben McCauley. To głównie jego dobrej dyspozycji zabrakło Szczecinowi. Najlepszy punktujący Wilków w tym sezonie, zdobył w całym meczu tylko 5 oczek, co było jego jednym z najgorszych wyników. Jak mówił trener David Dedek „W pierwszej połowie mieliśmy ogromne problemy”:
Jeszcze gorszy dzień miał skrzydłowy Startu, Martins Laksa. Łotysz znany z tego, że potrafi wziąć ciężar gry na swoje barki i dać drużynie impuls, w tym spotkaniu nie zdobył choćby punktu. Na szczęście dla gospodarzy do formy strzeleckiej wrócił Brynton Lemar. Amerykański shooter po efektownym spin-movie doprowadził do remisu po 17, a chwilę później Start wyszedł na prowadzenie za sprawą Mateusza Dziemby, który był najszybszy w kontrataku. Wydawało się, że od tego momentu gospodarzy już nic nie zatrzyma, ale Wilkom udało się wyszarpać jeszcze jedno prowadzenie. Cleveland Melvin zaliczył 2+1 i było 28-24 na korzyść Kinga. Wtedy to Roman Szymański, który zmienił często faulującego Jimmiego Taylora, zaliczył zbiórkę w obronie, a chwilę potem trafił hakiem i Start odzyskał prowadzenie. W całym meczu to Roman rozegrał więcej minut od amerykańskiego centra i jak sam zauważył – jego drużyna znowu pokazała moc:
Na drugą połowę Czerwono-Czarni wrócili z korzystnym wynikiem 44-39. Od tego momentu nie mieli już większych problemów. Kacper Borowski, który na boisku spędził 23 minuty, zaliczył solidny występ zdobywając 13 punktów i najwięcej z drużyny – 8 zbiórek. Dodatkowo, poza dobrze dysponowanym Szymańskim i Dziembą swoje szanse otrzymali również inni polscy zawodnicy. W końcówce trzeciej kwarty pojawił się Grzegorz Grochowski, który asystował przy rzutach Damiana Jeszke i Borowskiego. W ostatnich 10 minutach dołożył jeszcze trzy kluczowe podania, między innymi do Karola Obarka, na co dzień występującego w drugiej lidze mężczyzn. Karol zdobył swoje pierwsze punkty w EBL, a w dodatku były one rzutem za trzy. Choć Grzegorz miał swoje 5, a dokładnie 7 minut, to nie można pominąć występu Tweety’ego Cartera. Amerykański rozgrywający zapisał na swoim koncie 19 oczek trafiając trzy celne trójki w istotnych momentach spotkania. Finalnie zakończyło się ono zwycięstwem Startu – 88:65. Niski dorobek punktowy ekipy ze Szczecina tłumaczył zawodnik Kinga, Jakub Kobel:
Warto jeszcze zauważyć, że Wilki Morskie ostatnimi czasy przechodzą pewne zmiany. Ich szeregi opuścił reprezentant Chorwacji Jakov Mustapić, a wzmocnienie przyjdzie dopiero w przyszłym tygodniu. Występujący w minionym sezonie w NBA w ekipie Orlando Magic – Isaiah Briscoe – wzmocni rozegranie drużyny ze Szczecina. Roszad nie zabrakło również na ławce trenerskiej. Doświadczony asystent, Łukasz Biela, zastępuje aktualnie pierwszego trenera Wilków – Mindaugasa Budzinauskasa. Biela zauważył, że przez 6 lat jego kariery w Szczecinie nigdy nie brakowało zaangażowania w przeciwieństwie do tego, co dzieje się teraz:
Start po tej wygranej plasuje się na trzeciej pozycji w ligowej tabeli. Z dorobkiem 14 zwycięstw i 5 porażek Czerwono-Czarni pojadą do Gdyni mając okazję na rewanż z miejscową Arką. O tym czy uda się wywieźć dwa punkty znad morza dowiemy się już w niedzielę. Początek spotkania o godzinie 14:30.