Szczypiornistki MKS-u AZS UMCS Lublin nie zwalniają tempa. Kolejne, bo już trzecie zwycięstwo w nowym roku lublinianki zaliczyły w spotkaniu z MKS-em Karczew. Gospodynie pokonały rywalki 26:25.
Spotkanie było zapowiadane jako rewanż za porażkę z pierwszej części sezonu. Wówczas na parkiecie zespołu z Karczewa wygrały podopieczne Patryka Maliszewskiego, ale w skutek niewpisania zawodniczki lubelskiej drużyny do protokołu ostatecznie wygrana została dopisana na konto ówczesnych gospodyń. Dlatego na murawie od samego początku wręcz wrzało. Początkowo prowadzenie objęły zawodniczki z Karczewa za sprawą rzutu Aleksandry Gałązki, jednak w kolejnych minutach akademiczki z Lublina zdołały odskoczyć na odległość 3 bramek. Następnie oba zespoły toczyły wyrównaną walkę na parkiecie, raz po raz trafiając dla swoich drużyn. Długimi fragmentami wynik był na styku. Najpierw na prowadzenie wychodziły lublinianki, zaś potem w lepszej sytuacji znalazły się szczypiornistki z Karczewa. Ostatecznie lepszą końcówkę zanotowały zawodniczki z Lublina i na przerwę schodziły z prowadzeniem 13:12. Zdaniem piłkarki z drużyny gości, Marty Ciszkowskiej to brak stabilności był przyczyną gorszego wyniku jej koleżanek.
Druga odsłona spotkania rozpoczęła się od mocnych ataków lublinianek. Wprawdzie po chwili odpowiadać zaczęły szczypiornistki z Karczewa, jednak im dalej w las, tym lepiej w ofensywie spisywały się akademiczki z Lublina. Na parkiecie panowała twarda gra, wielokrotnie sędziowie musieli przerywać grę. Zespół z Karczewa miał siedem okazji z rzutu karnego, ale dwa z nich marnował. Był to efekt tego, że regularnie broniącą między słupkami lublinianek na czas karnych zastępowała Elżbieta Żywot. Nóżka z kolei również wielokrotnie w bramce spisywała się bez zarzutu. Nie raz swoimi interwencjami ratowała swoje koleżanki przed utratą bramek. Ich postawę docenił szkoleniowiec zespołu z Lublina, Patryk Maliszewski
Pierwsze 20 minut drugiej połowy stało jednak pod dyktando drużyny z Lublina, która w tym czasie zdołała powiększyć swoją przewagę. Przy stanie 24:17 wydawało się, że spotkanie jest zamknięte i zespół z Karczewa nie zdoła odwrócić losów meczu. Mimo to zawodniczki trenera Grzegorza Ankiewicza nie odpuściły i starały się wrócić do gry. Trzeba przyznać, że były zdeterminowane w swoich działaniach, bo udało im się w ciągu ostatnich dziesięciu minut doskoczyć do rywalek na odległość jednej bramki. Ostatecznie zabrakło im czasu i ze zwycięstwa mogły cieszyć się lublinianki, które we własnej hali pokonały zespół z Karczewa 26:25. Anna Rossa, piłkarka gospodyń mówiła, co było kluczem do zwycięstwa lublinianek.
Dzięki zwycięstwu szczypiornistki MKS-u AZS UMCS Lublin plasują się na 4. miejscu w ligowej tabeli. Za dwa tygodnie zmierzą się one na wyjeździe z Suzuki Korona Handball Kielce.