Start Lublin z trzecim z rzędu zwycięstwem w Energa Basket Lidze! Drużyna Davida Dedka pokonała przed własną publicznością MKS Dąbrowę Górniczą 91:80.

Po domowym zwycięstwie z Zieloną Górą oraz wyjazdowym sukcesie w Radomiu przyszła pora na kolejne spotkanie przed własną publicznością. W meczu zmieniało się wiele, ale finalnie od drużyny z Dąbrowy Górniczej lepsi okazali się czerwono-czarni wygrywając 91:80.

Na początku spotkania ekipy szły łeb w łeb. Od rezultatu 9:9 to jednak gospodarze wyszli na prowadzenie zdobywając 12 punktów z rzędu. Iwan Wasyl skończył tę serię rzucając za trzy, ale czerwono-czarni nie zwolnili tempa wygrywając pierwszą kwartę 28:12. W drugiej odsłonie meczu goście rozpoczęli pogoń za wynikiem. Stratę starali się minimalizować Dominic Artis oraz Filip Put. Na niewiele się to jednak zdało, gdyż dobrze dysponowana defensywa gospodarzy skutecznie powstrzymywała ataki gości, a do tego wyprowadzała zabójcze kontrataki stopniowo podwyższając prowadzenie. Pierwsza połowa zakończyła się rezultatem 56:33, a skrzydłowy z Dąbrowy – Filip Put – przyznał, że to ona zaważyła o porażce jego zespołu:

Po przerwie zawodnicy Startu jakby zapomnieli o planie na ten mecz. Pozwolili uaktywnić się liderowi gości, Dominicowi Artisowi, który udowodnił, że jego poprzednie rezultaty punktowe nie były przypadkiem (32 i 18 oczek). Amerykanin zdobył w całym meczu aż 28 oczek, co sprawiło, że druga połowa była znacznie bardziej nerwowa. Świadomy tego był Kacper Borowski, który w tym meczu miał swój znaczący udział. Razem z Demondem „Tweetym” Carterem zdobyli po 17 punktów, co było najlepszymi wynikami zespołu. O Artisie opowiedział właśnie Kacper Borowski:

W ostatnich 10 minutach spotkania przewaga wynosiła już tylko 7 oczek. Artis niesamowicie ciągnął zespół na własnych barkach. Przy jego grze dobrze dysponowany Brynton Lemar wyglądał blado, choć nie było to tak, że nasz skrzydłowy nie istniał w tym meczu. Przyczynił się do kilku przechwytów w obronie, co pozwoliło gospodarzom na zachowanie prowadzenia. W pewnym momencie było nawet 76:74, ale wtedy trener David Dedek poprosił o czas dla drużyny. W końcówce niska skuteczność rzutowa Roberta Johnsona pozwoliła czerwono-czarnym na ponowne tworzenie sobie przewagi. Dobre zbiórki Jimmiego Taylora czy Romana Szymańskiego wpłynęły na kontrolowanie gry w ostatnich minutach spotkania, które finalnie zakończyło się 91:80. Trener Dedek zauważył, że w drugiej połowie gra w obronie nieco osłabła, ale w ogólnym podsumowaniu był zadowolony ze swoich podopiecznych:

 

Na ten moment Start plasuje się na trzeciej lokacie Energa Basket Ligi, tuż za Polskim Cukrem Toruń oraz Anwilem Włocławek. Kolejny mecz czerwono-czarni rozegrają na wyjeździe. Już w czwartek o godzinie 19 zmierzą się z drużyną King Wilki Morskie Szczecin.

Share Button
Opublikowano w Aktualności, Dookoła Sportu, Sport