Reprezentacja Polski siatkarek przegrała w ćwierćfinale igrzysk olimpijskich w Paryżu 0:3 (22:25; 14:25; 20:25). Mimo takiego rezultatu cały ten sezon reprezentacyjny należy uznać za bardzo dobrą wróżbę na przyszłość.
Nasze zawodniczki wyszły na to spotkanie w najmocniejszym składzie: (Magdy Stysiak na ataku, poprzez Martynę Łukasik oraz Natalię Mędrzyk na przyjęciu, na środku Agnieszka Korneluk oraz Magdalena Jurczyk, kończąc na Aleksandrze Szczygłowskiej na libero).
W pierwszym secie Amerykanki postawiły naszym siatkarkom bardzo ciężkie warunku. Już od początku nasze rywalki starały się odskoczyć od naszych reprezentantek (3:6). Nie było to wymarzone wejście w mecz. Wiele błędów popełniała Magda Stysiak, której ciężko było trafić w boisko rywalek. Nasza drużyna miała również problemy z przyjęciem. Widać było zdecydowanie duży stres naszych zawodniczek. Na szczęście z czasem powoli zaczynaliśmy się odblokowywać. Przewaga na nasze nieszczęście stawała się coraz większa (7:13). Rywalki czuły się znacznie lepiej w tej partii. Podopieczne Stefano Lavariniego starały się powoli zmniejszać stratę. Pozytywnym bodźcem były dwa asy serwisowe Agnieszki Korneluk, które zminimalizowały stratę do przeciwniczek. Przy stanie 13:16 nasz szkoleniowiec zdecydował na podwójną zmianę. Na boisku tak jak w poprzednich spotkaniach pojawiły się Malwina Smarzek oraz Katarzyna Wenerska. Do nadrobienia strat jednak sporo nam brakowało. Przyjęcie naszej drużyny zostawiało wiele do życzenia. Momentami problemem był też nasz dziurawy blok. Nasze zawodniczki walczyły o wyrównanie do końca. Amerykanki były jednak lepsze na przestrzeni całego seta. Ich gra była zdecydowanie bardziej równa. Na szczęście polepszył się nasz blok i doszliśmy Amerykanki na dwa punkty (21:23). Nasze rywalki doprowadziły jednak do piłek setowych i zwyciężyły finalnie 22:25.
Druga odsłona spotkania musiała być znacznie lepsza w naszym wykonaniu. W innym przypadku ciężko byłoby myśleć o awansie do półfinału przy takiej dyspozycji Amerykanek. Mogła martwić kiepska dyspozycja Magdy Stysiak oraz brak asekuracji w ataku. Przy stanie 0:4 trener Lavarini poprosił o czas, naszemu trenerowi zdecydowanie kończyła się cierpliwość. Wynik powoli zaczął nam odjeżdżać. Z akcji na akcję widać było odrobinę lepszą grę, ale problemem był brak skutecznego wykończenia. Na boisko weszła Martyna Czyrniańska i polepszyła nieco naszą grę na przyjęciu. W tym elemencie znacznie przydałaby się dobra zagrywka. Amerykanki jednak grały na znacznie wyższym poziomie. Szansy musieliśmy upatrywać w grze środkiem, która najczęściej dawała nam punkty. Trudno oprócz tego było wypatrywać jakichś pozytywów. Przewaga naszych rywalek ciągle wzrastała. Polki nie miały żadnych dobry kart w ręku. Pod koniec partii nasze zawodniczki traciły do rywalek aż 10 punktów straty (11:21). Z naszej perspektywy wyglądało to bardzo źle. Końcowy rezultat, gdyby nie świadomość kontekstu nie wskazywałby na to, że to mecz, którego stawką jest półfinał igrzysk. Polki poniosły sromotną porażkę, przegrywając 14:25. Nasz drużyna była całkowicie rozbita, nie było elementu, w którym górowalibyśmy nad Amerykankami.
Dużym pozytywnym zaskoczeniem było atomowe wejście naszych zawodniczek w 3 seta rywalizacji. Polki zaczęły partię od 4 punktów z rzędu. Na boisku pojawiły się Martyna Czyrniańska, Klaudia Alagierska oraz Malwina Smarzek, które zastąpiły źle dysponowane Natalię Mędrzyk, Magdalenę Jurczyk i Magdę Stysiak. Był to bardzo pozytywny bodziec, który dał na coraz wyższe prowadzenie. Załataliśmy dziury w obronie i poprawiliśmy znacznie własny atak. Amerykanki mimo straty nie dawały za wygraną, wiedziały, że dla własnego spokoju powinny to spotkanie zamknąć w trzech setach. Nasze prowadzenie niestety szybko topniało. Przy stanie 11:8 o czas poprosił Stefano Lavarini. Nasz trener widział, że Amerykanki wróciły pomału do gry z pierwszych dwóch setów. Niestety ponownie pojawiły się nasze problemy w przyjęciu i rywalki doszły nas na 13:13. Obrończynie tytułu mistrzyń olimpijskich na nasze nieszczęście znowu zaczęły grać swoją siatkówkę. Amerykanki znowu zaczęły nam uciekać, nie dość, że wyrównały stan rywalizacji, to następnie wyszły na +3 punkty. Została nam tylko walka o każdą piłkę, ciężko było cokolwiek więcej powiedzieć. Trener Lavarini próbował pomóc ponownie podwójną zmianą, która niestety niewiele dała. Nasze rywalki wiedziały dokładnie jaki jest ich cel i bezwzględnie go realizowały. Przyjęcie próbowała wspomagać Maria Stenzel, niestety niewiele to dało. Świetna gra Amerykanek doprowadziła do stanu 20:24 i miały aż 4 piłki meczowe. Wykorzystały to bezwzględnie, wygrywając finalnie 21:25. Polki przegrały finalnie 0:3, ale zdecydowanie pozostawiły po sobie na przestrzeni całego turnieju bardzo dobre wrażenie.
Po spotkaniu do kibiców doszła niestety smutna informacja. Kapitan naszej kadry –Joanna Wołosz w pomeczowym wywiadzie dla telewizji Eurosport ogłosiła koniec kariery reprezentacyjnej. Pozostaje życzyć naszej utytułowanej rozgrywającej powodzenia. Dziękujemy za wszystko Pani kapitan!