Seria półfinałowa pomiędzy Treflem Sopot a PGE Startem Lublin rozpoczęła się od dwóch meczów w Ergo Arenie i już po pierwszym weekendzie rywalizacji wiemy jedno – przed nami emocjonująca walka o finał. Lublinianie zaskoczyli gospodarzy w meczu numer jeden, rozbijając ich 100:81. Dwa dni później to jednak Trefl potrafił się zrewanżować, wygrywając 95:79 i wyrównując stan rywalizacji.
Środowe starcie od początku układało się po myśli podopiecznych trenera Wojciecha Kamińskiego. Start Lublin rozpoczął mecz z ogromną energią, grając bez kompleksów i odważnie w ataku. Już w pierwszej kwarcie zdobyli aż 29 punktów przy bardzo dobrej skuteczności rzutów z gry (62%), jednocześnie skutecznie ograniczając ofensywę sopocian.
Emmanuel Lecomte był nie do zatrzymania – belgijski rozgrywający trafił 4 z 5 rzutów zza łuku i skończył mecz z dorobkiem 26 punktów. Obok niego świetnie zaprezentowali się również Tevin Brown 20 punktów oraz Courtney Ramey 16 pkt, 5 zbiórek, 4 asysty. Start zdominował walkę na tablicach, a także imponował dojrzałością w rozegraniu – zanotował 25 asyst przy zaledwie 10 stratach.
– komentował zawodnik czerwono-czarnych Michał Krasucki
Trefl wyglądał na zaskoczonego intensywnością gry rywali. Choć Nicholas Johnson i Aaron Best starali się trzymać wynik odpowiednio 16 i 15 pkt, brakowało zespołowej chemii, a defensywa była spóźniona i dziurawa. Drużyna Żana Tabaka trafiła tylko 30% rzutów za trzy i wyglądała na bezradną wobec świetnie funkcjonującego ataku Startu.
Końcowy wynik 100:81 był nie tylko sensacją, ale i poważnym sygnałem – Start Lublin zameldował się w półfinale w roli nie tylko uczestnika, ale i realnego kandydata do finału.
Dwa dni później – w piątek 30 maja – gospodarze musieli odpowiedzieć i zrobili to w przekonujący sposób. Od pierwszych minut meczu numer dwa Trefl zagrał z większym zaangażowaniem w defensywie, lepiej dzieląc się piłką i wymuszając błędy rywali.
Bohaterem sopocian był Nick Johnson, który tym razem pokazał pełnię swojego potencjału. Amerykański strzelec zdobył 23 punkty, trafiając 4 z 7 prób zza łuku. Znakomicie uzupełniał go Aaron Best 17 pkt, a Geoffrey Groselle dodał 12 punktów.
Trefl poprawił skuteczność za trzy (40%), ale kluczowe było ograniczenie poczynań Startu. Lublinianie rzucili tym razem tylko 79 punktów – aż o 21 mniej niż dwa dni wcześniej. Co więcej, popełnili aż 14 strat, z których wiele wynikało z dobrej pracy defensywnej gospodarzy
– Podsumował drugie spotkanie trener Kamiński
Lecomte i Brown – liderzy Startu w pierwszym spotkaniu – tym razem musieli zmagać się z większą presją i nie byli już tak skuteczni. Brown zakończył mecz z 20 punktami, ale spudłował 7 z 11 rzutów z gry. Start trafił tylko 6 z 22 trójek i nie miał takiej energii jak wcześniej. Pomimo prób zrywów w trzeciej kwarcie, lublinianie nie byli w stanie odwrócić losów meczu.
Po dwóch meczach rozegranych w Trójmieście mamy remis 1:1 i wiele powodów, by z niecierpliwością czekać na kolejne spotkania. Obie drużyny pokazały zupełnie inne oblicza w kolejnych meczach i trudno dziś wskazać faworyta serii.
Kolejne dwa spotkania odbędą się w Lublinie – mecz numer 3 już jutro o 17:30. Przewaga własnego parkietu może okazać się decydująca, ale jeśli pierwsze mecze serii czegoś nas nauczyły, to tego, że żadna z drużyn nie może czuć się bezpieczna.
Leave a Reply