Koronawirus pokrzyżował plany większości sportowców na świecie. Odcisnął swoje piętno także na treningach i kalendarzu imprez pływackich. Sportowy świat zdaje się jednak powoli wracać do normy, o czym świadczą chociażby powroty kolejnych lig piłkarskich.
Do treningów wrócili także pływacy, w tym zawodnicy AZS UMCS Lublin, którzy pojawili się w Centralnych ośrodkach sportu w Wałczu i Spale. W pierwszej z placówek zameldował się Konrad Czerniak, natomiast w drugiej obecni są Jan Świtkowski i Jan Hołub, który opowiedział nam, między innymi, o życiu pływaka w dobie pandemii czy obecnie trwającym obozie.
Janku, zanim przejdę do najbardziej aktualnych kwestii, chciałem zapytać o minione, nieco ponad, dwa miesiące. Jak wyglądało życie pływaka po wprowadzeniu stanu epidemicznego w Polsce?
Każdy robił w tym czasie co mógł. Kiedy wprowadzono ten stan w kraju, akurat przebywałem z kadrą na obozie na Teneryfie. W trybie awaryjnym zostaliśmy ściągnięci do Polski i musieliśmy odbyć dwutygodniową kwarantannę. Na szczęście koledzy przywieźli mi trochę sprzętu do ćwiczeń, w tym ciężary czy ergometr.
Czyli dobrze rozumiem, że teraz, w Spale, masz pierwszy kontakt z basenem od ponad dwóch miesięcy?
Tak, dokładnie. Dwa miesiące minęły, ale jakoś sobie musieliśmy poradzić bez wody. Wiadomo, że taki trening bez basenu to nie to samo, ale to co mogliśmy, to robiliśmy.
A jak dokładnie wygląda teraz wasz pobyt w Ośrodku? Jakie procedury Was obowiązują?
Jak tylko przyjechaliśmy, musieliśmy przejść testy na obecność wirusa. Przez pierwsze 24 godziny, w oczekiwaniu na wyniki, przebywaliśmy w odosobnieniu. Po tym czasie, kiedy wszyscy okazali się zdrowi, mogliśmy już korzystać ze stołówki, wcześniej przynoszono nam posiłki pod drzwi. Oczywiście w grę wchodziły maseczki, rękawiczki, na miejscu jest też wiele pojemników z płynem dezynfekującym. Dodatkowo, przez pierwszy tydzień nie było mowy o spotykaniu się w pokojach czy wyjściach, dopiero później pojawiły się jakieś kontakty w mniejszych grupkach. Z kolei teraz jest już w miarę normalnie. Oczywiście nadal obowiązują nas maseczki i inne środki ochrony, ale głównie wtedy kiedy mamy kontakt z pracownikami ośrodka, czyli na przykład na stołówce, ponieważ personel później wraca do domów, do swoich rodzin.
Przechodząc już do trwającego obozu, jak wyglądają treningi? Trenujecie grupowo czy macie może indywidualne rozpiski?
Do poniedziałku trenowaliśmy w grupach do pięciu osób. W tych składach też mogliśmy się spotykać czy chodziliśmy na posiłki. Obecnie z czterech grup zrobiły się dwie i trenujemy już po dwie osoby na torze. Dzisiaj wygląda to już w miarę jak normalny trening, do którego przywykliśmy.
Jak rozumiem kadra szkoleniowa też znajduje się z Wami w Spale?
Tak, jak najbardziej. Pływakom potrzebny jest szkoleniowiec, nie tylko, aby przekazywać wiedzę czy korygować jakieś elementy, ale też żeby zmotywować. Co prawda w tej chwili jesteśmy po dwóch miesiącach bez basenu, także nie narzucimy od razu tempa, które by było normalne przed epidemią. Dodatkowo, na horyzoncie nie ma na razie żadnych zawodów, bo imprezy mistrzowskie odwołano lub przełożono, także korzystamy z tego, że mamy tutaj basen, ale obecność trenerów bardzo pomaga.
A kto konkretnie wchodzi w skład sztabu trenerskiego?
Jest u nas trener główny kadry narodowej, czyli trener Robert Brus. Są też obecni trener Maciej Hampel z Łodzi, z którym obecnie trenuję, trener Paweł Wołkow z warszawskich Bielan i trener Marcin Młynarczyk z Łodzi, który współpracuje z dziewczynami. Do tego jest z nami fizjoterapeuta z Lublina Paweł Siembida.
Byłeś członkiem dwóch sztafet, które zakwalifikowały się do Igrzysk w Tokio. Jak zareagowałeś, kiedy dowiedziałeś się, że Olimpiada zostaje przeniesiona na przyszły rok?
Na początku sprecyzuję jeszcze kwestię kwalifikacji. Zakwalifikowaliśmy sztafetę, czyli prawo startu reprezentacji Polski na Igrzyskach. Jednak składy na te konkurencje jeszcze nie były pewne. Najprawdopodobniej zostałyby wyłonione na Mistrzostwach Polski, które, gdyby się odbyły, trwałyby mniej więcej teraz. Także zapewne pierwsza czwórka pływaków poleciałaby do Tokio. Jednak wracając do odpowiedzi na Twoje pytanie – ja nie jestem typem osoby, która by załamywała ręce. Przyjąłem to ze spokojem i uznałem to za szansę na jeszcze lepsze przygotowanie się. Mogę przepracować ten czas, bo nie jestem jeszcze w wieku, w którym każdy dzień coraz bardziej przypominałby mi, że koniec kariery się nieubłaganie zbliża. Najważniejsze jest to, że Igrzyska są przełożone, a nie odwołane.
Na jak długo planowany jest wasz pobyt w Spale?
Przyjechaliśmy tutaj 8 maja, a cały obóz potrwa do końca miesiąca. Co prawda ja, z powodów osobistych, już w niedzielę opuszczę Ośrodek, ale już mam potwierdzenie, że 1 czerwca startuje kolejny obóz, tym razem w Zatoce Sportu w Łodzi. Tam też będą mogli się przygotowywać np. skoczkowie do wody. Nie ukrywam też, że jest to dla nas dobra informacja, bo obecnie znajdujemy się w zamkniętym ośrodku. Nawet wyjście do sklepu czy zamówienie posiłku z zewnątrz jest wykluczone. Dlatego też nie wszyscy zdecydowali się na pobyt tutaj.
Oprócz Spały trwają także treningi w Centralnym Ośrodku Sportu w Wałczu, gdzie jest obecny, między innymi, Konrad Czerniak. Czy było jakieś kryterium, według którego zostaliście przydzielani do danego ośrodka?
Szczerze mówiąc, nie mam pojęcia. Może zależało to od trenerów, którzy są obecni na danym obozie. My wybraliśmy Spałę, bo jest bliżej Lublina. Z kolei w Wałczu jest więcej osób z zachodniej Polski. Z kolei co do Konrada, nie wiem dlaczego akurat tam się znalazł.
Z mojej strony to już wszystko, dziękuję bardzo za rozmowę i życzę owocnych treningów, i, przede wszystkim, zdrowia.
Dziękuję bardzo.