1. kolejka najlepszej ligi świata przebiegła bez większych zaskoczeń. Faworyci (choć nie zawsze bez problemów) wygrali swoje mecze dobrze wchodząc w sezon. Nie zabrakło także kontrowersji sędziowskich do czego kibice na wyspach zdążyli się już chyba przyzwyczaić. Zapraszam na podsumowanie kolejki.
Liverpool 4:2 Bournemouth
(37′ Ekitike, 49′ Gakpo, 64′,76′ Semenyo, 88′ Chiesa, 90+4′ Salah)
Pierwsze 30 minut meczu choć pod kontrolą Liverpoolu to bez specjalnego zagrożenia bramki strzeżonej przez Petrovića. „The Cherries” mogli wyjść na prowadzenie po dobrej akcji z boku bosika kiedy strzał z czystej pozycji na 7. metrze oddawał Tavernier, ale nie trafił czysto w piłkę i Alisson bez problemu obronił. Kilka minut później Ekitike zdobył swoją premierową bramkę w Premier League. Po podaniu od Mac Allistera Francuz szczęśliwie się przy niej utrzymał i stanął oko w oko z serbskim bramkarzem nie dając mu żadnych szans na interwencję. Drugą połowę lepiej rozpoczęli gospodarze. Cody Gakpo po dobrej indywidualnej akcji podwyższył wynik. „Wisienki” w końcu wzięły się do roboty i udało im się wyrównać. Po dwóch kontratakach Ghańczyk dwukrotnie pokonał bramkarza „The Reds” i na 15 minut do końca mieliśmy remis 2:2. Chiesa i Salah skutecznie wzięli sprawy w swoje ręce i zapewnili wygraną gospodarzą. Większość spodziewała się łatwiejszego meczu dla obrońców trofeum, ale dla nich najważniejsze jest zwycięstwo.
Aston Villa 0:0 Newcastle
Chyba najnudniejszy mecz całej kolejki. W pierwszej połowie tylko 2 celne strzały Aston Villi i 0 Newcastle. W ekipie „Srok” bardzo widoczny był brak Alexandra Isaka który został odsunięty od składu przez próbę wymuszenia swojego transferu. Od czerwonej kartki którą w 66′ obejrzał Ezri Konsa goście przejęli co prawda inicjatywę, ale nie byli w stanie pokonać Bizota który zastępował zawieszonego za czerwoną kartkę Emiliano Martineza. Ani w Birmingham, ani w Newcastle raczej nie będą zadowoleni po tym spotkaniu.
Brighton 1:1 Fulham
55′ O’Riley rz.k., 90+7′ Rodrigo Muniz)
Pierwszy gol padł już w 4. minucie kiedy piłkę z bliskiej odległości w siatce umieścił Yankuba Minteh, jednak wcześniej opuściła ona plac gry i w konsekwencji Stuart Barrott po konsultacji z VAR musiał ją odwołać. Reszta pierwszej części gry przebiegała pod kontrolą gospodarzy, ale nie byli w stanie zamienić przewagi na bramkę. Udało się to dopiero po przerwie kiedy Sander Berge faulował w polu karnym Ruttera. Do „11” podszedł O’Riley który pewnie zamienił ją na bramkę. Przewaga „Mew” rosła z każdą minutą. Zawodziła jednak skuteczność i ich strzały były albo niecelne, albo bronione przez dobrze dysponowanego Leno. Końcówka spotkania należała do Fulham które desperacko szukało wyrównania. W ostatniej akcji meczu po rzucie rożnym piłka szczęśliwie znalazła się pod nogami niepilnowanego Muniza, a ten nie miał problemów z umieszczeniem jest w siatce. Podział punktów wydaję się sprawiedliwy dla obu drużyn, chociaż przed spotkaniem Brighton było uważane za faworyta.
Sunderland 3:0 West Ham
(61′ Mayenda, 73′ Ballard, 90+2 Isidor)
Mecz beniaminka z kandydatem do spadku. Teoretycznie powinien być wyrównany, ale teoria nie zawsze równa się praktyce. Pierwsza połowa co prawda nie miała zdecydowanego lidera. Oba zespoły starały się przejąć kontrolę, ale żadnej się to nie udało i do przerwy mieliśmy bezbramkowy remis. Przy pierwszej bramce dla „Czarnych Kotów” bramkarz West Hamu Hermansen mógł zachować się zdecydowanie lepiej. Po uderzeniu głową Mayendy piłka wolno zmierzała w lewą stronę bramki i ostatecznie do niej wpadła tuż przy słupku. Kibice zgromadzeni na Stadium of Light byli świadkami pierwszego gola po ośmiu latach nieobecności w piłkarskiej elicie. Kolejna bramka była bliźniaczo podobna. Znowu dośrodkowanie z prawej strony i strzał głową w lewą siatkę bramki, tym razem już dużo lepszy choć tak samo skuteczny. Obrona „Młotów” przez całe spotkanie miała problem z tym schematem. Już w doliczonym czasie gry kolejny raz nie najlepszą interwencją popisał się bramkarz West Hamu. Lekki strzał z boku pola karnego posłał Isidor, ale piłka wpadła do siatki. Wymarzone rozpoczęcie sezonu dla Sunderlandu. Graham Potter musi szybko coś poprawić jeśli chce utrzymać swoją posadę do końca roku.
Tottenham 3:0 Burnley
(10′,60′ Richarlison, 66′ Johnson)
Tottenham zagrał tak jak wszyscy tego oczekiwali. Po dramatycznej porażce w Superpucharze Europy z PSG, poziom przeciwnika drastycznie spadł bo był to beniaminek ligi. Już od pierwszych minut „Spurs” pokazali do kogo będzie należeć kontrola spotkania. Mimo braku Maddisona który zmaga się z kontuzją ACL, środek pola został całkowicie zdominowany przez gospodarzy. Mimo defensywnego ustawienia ekipy Scota Parkera zawodnicy Tottenhamu łatwo dochodzili do sytuacji bramkowych. Pierwszą z nich w 10. minucie wykorzystał Richarlison który z półwoleja umieścił piłkę w siatce. Kolejna bramka Brazylijczyka była jeszcze ładniejsza. Po dośrodkowaniu Khudusa efektownymi nożycami skierował piłkę do bramki Martina Dubravki. 6 minut później wynik ustalił Brennan Johnson po szybkim kontrataku. Drużyna Thomasa Franka dobrze rozpoczęła zmagania ligowe w tym sezonie, chociaż poziom trudności przeciwnika nie był na najwyższym poziomie.
Wolves 0:4 Manchester City
(34′,61′ Haaland, 37′ Reijnders, 81′ Cherki)
Znakomity mecz nowego nabytku „Obywateli” Tijanego Reijndersa. Holender znakomicie rozgrywał piłkę w środku pola raz po raz posyłając znakomite podania do partnerów. Po jednym z nich Rico Lewis dostarczył piłkę do Haalanda który tylko dołożył nogę i wyprowadził gości na prowadzenie. Dosłownie kilka minut później były gracz AC Milanu oddał strzał sprzed pola karnego którym pokonał Jose Sa i podwyższył prowadzenie. Ekipa Pepa Guardioli grała jak za najlepszych swoich lat nie pozostawiając rywalowi złudzeń kto wyjdzie zwycięsko z tego spotkania. Przy kolejnej bramce Norwega również swój wkład miał Reijnders który do gola dołożył asystę. Wynik ustalił wchodzący z ławki Ryan Cherki. Zawodnicy „Wilków” wyglądali przy gościach jak dzieci we mgle i potwierdzili przypuszczenia ekspertów, że po odejściu Matheusa Cunha będą raczej bić się o utrzymanie.
Chelsea 0:0 Crystal Palace
Pierwsze derby Londynu w tym sezonie na remis. Do przedziwnej sytuacji doszło już na początku spotkania. W 13. minucie gola z rzutu wolnego zdobył Eberechi Eze. Dany England (znany z kontrowersyjnych decyzji) po konsultacji z VAR uznał, że inny zawodnik „Orłów” Marc Guehi znajdował się zbyt blisko muru i bramkę anulował. Po tej sytuacji tempo gry w pierwszej połowie wyraźnie spadło i nie dochodziło do poważnego zagrożenia żadnej z bramek. Rezerwowi w obu ekipach nie zdołali odmienić obrazu gry. W dalszym ciągu była bardzo wyrównana i toczyła się głównie w środku pola. Obie ekipy muszą zadowolić się jednym punktem, a przed Crystal Palace czwartkowy mecz w barażach LKE z Fredrikastad FK.
Nottingham 3:1 Brentford
(5′,45+2′ Wood, 42′ Ndoye, 78′ Thiago rz.k.)
Po burzliwej przerwie między sezonowej fani „Tricky Trees” nie wiedzieli czego mogą się spodziewać po swojej drużynie. Ten mecz odpowiedział na kilka pytań. Chris Wood i Martin Selz udowodnili, że nie stracili blasku z zeszłego sezonu. Australijczyk zanotował dublet, a Belg kilka kluczowych interwencji, chociaż ostatecznie po rzucie karnym nie udało mu się zachować czystego konta. Nie obyło się też bez kontrowersji sędziowskich kiedy piłka po dośrodkowaniu ewidentnie trafiła w rękę jednego z zawodników Brentford, ale ani Paul Banks, ani VAR nie dopatrzyli się w tej sytuacji przewinienia. „The Bees” z kolei przekonali się, że po odejściu dwóch liderów z poprzedniego sezonu, a także odsunięciu od składu trzeciego czyli Yoane Wissy nie będzie tak łatwo nawiązać do poprzedniej kampanii.
Manchester United 0:1 Arsenal
(13′ Calafiori)
Wynik dla „The Gunners” zdecydowanie lepszy niż gra. Pewne rzeczy się jednak nie zmieniają – rzut rożny równa się poważne problemy dla przeciwnika. Piłka posłana przez Declana Rice’a nie została wybita przez Bayandira i trafiła prosto na głowę Calafiorego który wpakował ją do pustej bramki. Turecki bramkarz był co prawda odpychany przez Salibe ale Simon Hooper stwierdził (bez konsultacji z VAR), że nie doszło do naruszenia przepisów i gola uznał. Od tego momentu „Czerwone Diabły” ruszyły do odrabiania strat. Niesieni fantastycznym dopingiem raz po raz oddawali strzały (22 w całym meczu) na bramkę Dawida Rayi. Patrick Dorgu trafił w słupek, Brayan Mbeumo i Matheus Cunha również robili co mogli, ale Hiszpan był tego dnia nie do pokonania. W drugiej połowie mieliśmy kolejną kontrowersję kiedy znowu Saliba wybijał piłkę w polu karnym przez nogi Mbeumo ale po raz kolejny bez konsekwencji. Debiut zaliczył także Benjamin Sesko ale nie miał żadnej klarownej sytuacji i to „Kanonierzy” cieszą się z trzech punktów po hicie kolejki.
Leeds 1:0 Everton
(84′ Nmecha rz.k.)
Everton czwarty sezon z rzędu zaczyna od porażki. Tym razem pogromcą „The Toffes” okazał się beniaminek PL. Zasłużone zwycięstwo dla Leeds, od początku do końca kontrolowali spotkanie notując aż 2.07 xG. Przy wyższej skuteczności wynik byłby dużo bardziej okazały, ale za kilka tygodni nikt nie będzie o tym pamiętał. Rzut karny w końcówce spotkania przechylił szalę na stronę gospodarzy, którzy podobnie jak Sunderland odnieśli zwycięstwo na inaugurację po powrocie do elity. Może w tym sezonie w końcu doczekaliśmy się beniaminków którzy zdołają się utrzymać w lidze.