„Pszczółki” wygrały pierwszy mecz fazy play-out i są o krok bliżej do pozostania w Tauron Basket Lidze Kobiet. Podopieczne Krzysztofa Szewczyka pokonały w hali MOSiR Basket Gdynia 68:64.
Lepiej to spotkanie rozpoczęły gdynianki , które szybko wyszły na prowadzenie 5:0. Gospodynie miały problemy ze skutecznością, przez co nie mogły dogonić rywalek. Przyjezdne cały czas minimalnie prowadziły, głównie dzięki dobrej dyspozycji w rzutach trzypunktowych. Lublinianki podgoniły troch wynik w końcówce kwarty i na 3 sekundy przed jej zakończeniem wygrywały 21:19. Szczęśliwym trafieniem z połowy boiska popisała się jednak Monika Naczk dając tym samym prowadzenie 22:21 swojej drużynie. Druga odsłona była bardziej zacięta. Obie ekipy walczyły o każdą piłkę. Ponownie dała się jednak we znaki słaba skuteczność rzutowa. Gdynianki zagrały przyzwoicie w ofensywie i twardo w obronie. Przez to akademiczki w końcówce partii punktowały tylko z linii rzutów wolnych. Na przerwę AZS schodził przegrywając nieznacznie 34:38.
Trzecią kwartę lepiej rozpoczęły przyjezdne, które zaliczyły serię 7:2. Trener Krzysztof Szewczyk wziął „czas” dla uspokojenia gry swojego zespołu. Dało to efekt w postaci skutecznych akcji Dary Taylor oraz Angel Robinson. Na 3 minuty przed zakończeniem tej części pojedynku tablica pokazywała remis po 50. Przed decydującą kwartą wynik ciągle był remisowy – 52:52. Ostatnia partia należała do „Pszczółek” podopieczne Krzysztofa Szewczyka zachowały więcej zimnej krwi i szybko wyszły na kilkupunktowe prowadzenie. W końcówce prowadziły 66:57. Gdynianki jednak nie zamierzały się poddać i zaczęły odrabiać straty. Nie wystarczyło im jednak czasu, a dodatkowo marnowały pewne okazje do zdobycia punktów. Ostatecznie AZS wygrał 68:64.
– Wytrzymałyśmy to spotkanie mentalnie – podkreśla skrzydłowa Pszczółki Aldona Morawiec:
„Pszczółki” będą miały zaledwie 3 dni na zregenerowanie się po starciu z gdyniankami. W sobotę wyjeżdżają do Łodzi na mecz z tamtejszym Widzewem. Za tydzień natomiast powracają do Lublina, by w hali MOSiR zagrać z Chematem Basket Konin.
Pomeczowa konferencja prasowa:
Vadim Czeczuro (trener Basketu Gdynia):
Gratuluję wygranego meczu. To był bardzo dobry mecz w wykonaniu obu drużyn, może nie aż tak przyjemny dla oka, bo wiadomo o co gramy – o utrzymanie w lidze. Fakt, że Pszczółka ma nieco lepszą pozycję, aczkolwiek jak można mówić o lepszej pozycji jak my jesteśmy w „strefie czerwonej latarni”, jak to się mówi. Wiadomo, każdy mecz dla Lublina i dla nas to jest mecz gardłowy. Dziewczyny z jednego i drugiego zespołu dały z siebie wszystko, walczyły do samego końca. Jeżeli chodzi stricte o grę, udawało nam się cały czas utrzymać tę przewagę nie patrząc na różne animozje na boisku. Trzymaliśmy tę przewagę, trzymaliśmy tę grę, troszeczkę sił było oddanych. W końcówce kilka niecelnych rzutów z czystych pozycji plus po dobrej obronie nie zdołaliśmy zbierać piłek. Te małe niuanse zadecydowały o wygranej. Też oczywiście zagrała bardzo dobrze rozgrywająca AZS-u. Ciężko było nam podwajać, bo wysokie zawodniczki miały już bardzo dużo przewinień i też zmęczone były. Ciężko było grać podwojenia, Angel Robinson nie zadrżała ręka. Trafiły ważne punkty i stojąc strefą dwie „trójki” trochę nas też, nie tyle że podłamały, które bodajże rzuciła Olivia Tomiałowicz, akurat stojąc przy mnie przy ławce. Aczkolwiek, było po prostu dobre dogranie i to zadecydowało. Próbowaliśmy dogonić, próbowaliśmy jeszcze odegrać się, wiadomo, że tutaj już nie ma czasu na odpuszczanie. Trzeba walczyć o każdą piłkę, nie udało się tym razem. Będziemy analizować, będziemy walczyć dalej, bowiadomo, każdy mecz to jest z nożem na gardle. To też idzie dziewczynom w ich bagaż. Niektóre dały radę zagrać, niektórzy dzisiaj słabiej było troszeczkę z psychiką. O to chodzi, mają się uczyć właśnie w stresowych sytuacjach, żeby dalej grać i się rozwijać.
Julia Adamowicz (Basket Gdynia):
Przede wszystkim chciałam pogratulować drużynie z Lublina za dobre spotkanie. Myślę, że mecz był wyrównany, zabrakło nam trochę szczęścia w końcówce. Parę błędów zadecydowało, że niestety wpuściłyśmy pod kosz praktycznie, zawodniczki na czystej pozycji były i trafiały. Niestety, nie udało się nam utrzymać przewagi, którą wypracowałyśmy sobie w trzeciej kwarcie, dziewięciopunktowej, no i nie udało się. Będziemy walczyć dalej, każdy mecz jest teraz ważny i mamy nadzieję, że powiedzie się nam w kolejnych spotkaniach.
Krzysztof Szewczyk (trener Pszczółka AZS UMCS):
Dziękuję za gratulację. Był to mecz dla koneserów, że tak powiem. Dużo dobrej defensywy z obu stron, dużo zmiennej defensywy. Dla kibiców myślę, że to też to był dobry mecz. Był emocjonujący. My praktycznie przez 30 minut przegrywaliśmy i dopiero na początku czwartej kwarty udało nam się jakby przełamać tę niemoc. Wiadomo, że w zespole panuje duży niedosyt, że nie awansowaliśmy do playoffów. Przegraliśmy trzy ostatnie mecze i to tak jakby wpływ na psychikę, ale dziewczyny bardzo dobrze się podniosły i to jest ważne. Ten mecz pokazał też jakim ważnym graczem dla nas jest Dara Taylor. Wróciła i dzisiaj bardzo nam pomogła i z tego się cieszymy.
Angel Robinson (Pszczółka AZS UMCS):
Wiedziałyśmy, że potrzebujemy tego zwycięstwa. Wyszłyśmy naprawdę ospałe. Musiałyśmy zagrać dobrze jeśli chciałyśmy myśleć o zwycięstwie i to zrobiłyśmy jako zespół. Musiałyśmy wrócić do tego, co zdaje egzamin w naszej drużynie, a to jest gra zespołowa. Prawie każda z nas punktowała i to jest właśnie to, co nasza drużyna potrafi. Dało nam to wygraną.
Pszczółka AZS UMCS – Basket Gdynia 68:64 (21:22, 13:16, 18:14, 16:12)
Pszczółka: Kotnis 2, Morawiec 13, Bussie 4, Robinson 16, Bejtić – Żandarska 9, Taylor 11, Tomiałowicz 13
Trener: Krzysztof Szewczyk
Basket: Brown 13, Stankiewicz 7, Jakubiuk 7, Dorogobuzowa 12, Miłoszewska – Różyńska 2, Naczk 3, Adamowicz 10, Gala 10
Trener: Vadim Czeczuro
Sędziowie: Maciej Kotulski, Grzegorz Czajka, Jakub Pietrzak