W wielu obwodach wybory do Rad Dzielnic nie odbędą się, nie będzie ich również w 3 dzielnicach.
Zainteresowanie kandydatów w tym roku było niewielkie, zgłosiło się o 20% mniej chętnych niż 4 lata temu. Jest to najmniejsza liczba kandydatów od 8 lat. Bartosz Margul, radny Rady Miasta Lublin i członek Miejskiej Komisji Wyborczej podejrzewa, że małe zainteresowanie związane jest z brakiem diet. Radni muszą poświęcać dużo swojego czasu, a nie otrzymują wynagrodzenia albo też efekty nie są dla nich wystarczająco zadowalające.
Jak wygląda sytuacja w dzielnicach, w których chętnych jest najmniej?
Margul przedstawia dwie koncepcje wprowadzenia diet. Jedna dotyczy wypłaty przewodniczącego rady, która wynosi ok. 2 tys zł, zostałaby ona podzielona między 3 najaktywniejsze osoby. Druga koncepcja oprócz docenienia najaktywniejszych członków, zakłada przyznanie symbolicznej diety każdemu radnemu.
Krzysztof Jakubowski, prezes Fundacji Wolności uważa, że diety nie są problemem. Na potwierdzenie swoich słów przytacza, że również przewodniczący rad nie chcą ponownie startować, mimo że otrzymują wynagrodzenie. Według Jakubowskiego problemem są małe kompetencje Rad Dzielnic oraz niskie środki, którymi dysponują.
Dodaje, że za tę kwotę można wybudować kilkadziesiąt metrów chodnika. Kompetencje Rad Dzielnic różnią się w zależności od miasta. Jako przykład dobrze funkcjonującej rady podaje Kraków czy Poznań, gdzie do tej najmniejszej jednostki samorządu trafia ok. 1% budżetu miasta. W przypadku Lublina byłoby to ok. 20 mln zł, teraz ta kwota wynosi 3,5 mln zł.
Wynagrodzenie otrzymuje nie Przewodniczący Rady tylko PRZEWODNICZACY ZARZĄDU.