TET na RSF2025: „Bardostwo polskie musi być uprawiane z doomem”

Zespół TET
fot. materiały prasowe

TET na polskiej scenie rockowej jest tworem świeżym. W kwietniu zeszłego roku wydali swój pierwszy album o jakże trudnej nazwie – TET. Rozciągnięte kompozycje, odwołania do sceny heavy psych i sceny psychodelicznej polskich lat 70 są słyszalne gołym uchem. Jednocześnie zespół już wypracował swoje unikatowe, zaciągające ludycznością i romantyzmem brzmienie.  Podczas 10 edycji Red Smoke Festivalu mieli zaszczyt otwierać dużą scenę drugiego dnia imprezy. W niedzielne południe, po świetnym występie, na łonie matki natury (przy stawie w parku) Krzysiek Walter-Croneck miał okazję porozmawiać z gitarzystą/wokalistą Maćkiem Szukałą i perkusistą formacji Tomkiem Gołdą.

Krzysiek Walter-Croneck: Dzisiaj mam Tête-à-tête z zespołem Tet. Jesteście bardziej fanami francuskiego czy palindromów?

Tomek Gołda: To jest pytanie do ciebie Maciek, teraz się tłumacz.

Maciek Szukała: Palindromy są fantastyczne, są bardzo symetryczne i ładnie wyglądają na grafikach i na logo…

T.G.: „Dlatego wymyśliłem tę nazwę bo jestem architektem i muszę coś zrobić żeby było ładnie…” no i w sumie jest ładnie…

M.Sz.: (śmiech) Nazwa jest trochę przypadkowa szczerze powiedziawszy i nie ma większego znaczenia jeśli chodzi o nasz lore zespołowy czy muzyczny. Jest też czasem memiczna ze względu na pewne produkty spożywcze.

True English Tea

M.Sz.: Dokładnie.

Ile czasu powinien mieć dobry wstęp do piosenki? Możecie się pomylić o 10 minut.

T.G.: Ja lubię wjazd na raz, ale chłopaki nie pozwalają czasami. Bratek Nikita też tak lubi, to jest przypadłość sekcji rytmicznej.

M.Sz.: Wydaje mi się, że od zera do dziesięciu minut.

Czyli wstęp może załapywać się zarówno na początek jak i na koniec piosenki.

M.Sz.: Tak, zdecydowanie i tak można grać potem w kółko, w nieskończoność, jak King Gizzard.

Nieoczywiste rozwiązanie jeśli chodzi o scenę polskiej muzyki psychodelicznej, progresywnej, czyli podwójny śpiew, który z mojej perspektywy nawiązuje do śpiewu ludowego. Od początku zamierzone, czy stwierdziliście w pewnym momencie „fajnie nam się głosy ułożyły, lecimy z tym”?

M.Sz.: Myślę, że wszystkiego po trochu. To, że śpiewamy po polsku, to że śpiewamy we dwóch, wynikło z procesu tworzenia muzyki dość naturalnie i było następstwem naszej wspólnej pracy, i poszukiwania muzycznych rozwiązań. W jakiś sposób konweniuje to z naszą koncepcją muzyczną. Także jest to jakiś naturalny rozwój tego pomysłu, a troszeczkę jest to też element takiego świata, który staramy się artystycznie, spójnie tworzyć.

T.G.: Myślę też, że klimat takiego romantyzmu polskiego jest gdzieś obecny w atmosferze naszej muzyki. Gdy dołączałem do zespołu Maciek miał już zaprogramowane riffy z naszym ówczesnym basistą. Wtedy właśnie ten charakter wyczułem dość szybko. To się jakoś ładnie złożyło, jeśli chodzi o warstwę wokalną i bardzo dobrze słyszeć, że ktoś tę atmosferę wyłapuje.

TET na Red Smoke Festival 2025
fot. Jakub Korzeniowski na zlecenie Red Smoke Festival

Właśnie uprzedziłeś poniekąd moje kolejne pytanie. Wasze piosenki, jak na przykład: „Dom w Cieniu Gruszy”, „Srebro i antracyt”. Tam jest natura, ludyczność, czasem nawet sielanka. To bardzo dobrze komplementuje się z rozwiązaniem wokalnym. Dlaczego wasz tekściarz tak bardzo jest zafascynowany Adamem Mickiewiczem i Starym Dobrym Małżeństwem?

M.Sz.: Teksty, które znajdują się na naszym pierwszym albumie, jak również na materiale, który już powstał do „dwójki” są mojego autorstwa, jednak tekściarzami są również Jacek i Tomek. Mamy na warsztacie kawałek, który jest w całości autorstwa Jacka, muzycznie jak i tekstowo. Z pewnością będziemy przeplatać naszą twórczość, ale obecnie to są w większości moje teksty. Teksty u nas są raczej efektem muzyki i jej klimatu, one zawsze powstają po utworach i staram się opisywać swoje emocje, stan wewnętrzny, przyrodę czy otaczającą mnie rzeczywistość i to co mnie w niej najbardziej fascynuje. Robiąc to po polsku myślę, że siłą rzeczy, gdzieś podpada to w taki klimat czy świat, który tworzyli tacy artyści jak Zaucha, Grechuta, Niemen czy Nalepa.

T.G.: Bardostwo polskie musi być uprawiane razem z doomem.

M.Sz.: Jeśli chodzi o literaturę to może bym dodał, że bardzo fascynuje mnie realizm magiczny, który jest widoczny na przykład u Tokarczuk. Myślę, że ona też opisuje rzeczywistość, która bardzo na mnie wpływa emocjonalnie. To jest dobre odbicie naszej muzyki w literaturze.

T.G.: Ja też myślę, że osoba, która dodaje, wychodzi z jakąś kompozycją, no bo z kompozycją można wyjść na dowolnym instrumencie, można zacząć pisać numer od perkusji, od gitary. Ta osoba ma specjalne połączenie z utworem, od początku, od zalążka i wtedy to też jest dobre jeśli twórca realizuje się tekściarsko konkretnie pod numer, który stworzył. Być może kiedyś będzie tak, że jak ktoś z nas będzie wchodził z nowymi kompozycjami to od razu ze swoimi tekstami. Bo każdy z nas raczej lubi pisać.

Powiedzieliście o nawiązaniach do polskiego bardostwa, które wcale aż tak odległe od naszych czasów nie jest, a mimo wszystko, polska muzyka, szczególnie na przestrzeni rocka, odeszła od tych korzeni. Tomek podkreśliłeś, że w doomie wręcz musi być do bardostwo, lecz w Polsce nie tworzy się stoneru, doomu w języku polskim, zespoły idą od razu w język angielski. Z czego to wynika?

T.G.: Myślę, że jest dość duże ryzyko, gdy pisze się teksty po polsku, w takim klimacie zwłaszcza, takiej „krindżówy”. Może wyjść klimat typu: twój stary przy ognisku gra „Whisky” Dżemu. Więc przy użyciu języka polskiego może być ryzykownie. Ale ryzyka nie ma co się bać. Maciek ma wrażliwą duszyczkę i wierzę w to, że to się ładnie spaja. Sam miewam często obawy o to, że gdy będziemy chcieli gdzieś wystartować za granicą, to ze względu na polski język odbiór może być różny. Mimo wszystko jednak nie wydaje mi się, by to przeszkadzało. Patrzę na to ze swojej perspektywy. Przed chwilą przed namiotem słuchałem bałkańskiej piosenkarki. Słuchanie muzyki w językach, których nie znasz jest egzotyczne i ciekawe.

Dobrym przykładem w przypadku muzyki post metalowej będzie Sólstafir. Który tworzy właściwie wyłącznie w języku Islandzkim, a mimo wszystko ludzie to kupili. Więc jakikolwiek język poza tym, że jest zrozumiały dla krajanów, jest uniwersalnym nośnikiem emocji. Na przykład w waszym przypadku – melancholii.

M.Sz.: Tak i świetnie, że wspominasz o skandynawskich ekipach. Bo gdybym miał powiedzieć, czy jest jakaś grupa narodowościowa, muzyczna, która jest szczególnie bogata pod tym względem, to jest multum zespołów skandynawskich, które mają wpływ na naszą muzykę. To są często zespoły, które korzystają ze swojego języka. Kanaan ostatnio wydał album, który jest miksem rockowej psychodelii z folklorem norweskim. Tak samo Dungen, czy Sólstafir, to zespoły, które korzystają ze swojego folkoru, dziedzictwa i swojego języka. Uważam, że może to dodać oryginalnego smaku do muzyki. Dla mnie jednocześnie pisanie po polsku jest bardzo bezpośrednim przekazaniem moich odczuć i myśli. Nie mam wrażenia, że jest to odtworzone, wtórne.

T.G.: Mamy piękny język i mamy bardzo szeroki wachlarz sformułowań, które są wyjątkowo precyzyjne i powinniśmy z tego korzystać. Polski to ponoć wężowy język.

M.Sz.: Język polski jest też wyjątkowy jeśli chodzi o neologizmy wszelkiego rodzaju i na razie nie mamy ich tak wiele w tekstach, ale myślę, że pojawi się więcej eksperymentów z językiem i taką plastyczną formą pisania.

Czekam w takim razie na waszą interpretacje wierszy Leśmiana.

T.G.: Maciek mi kiedyś powiedział, że napisałem coś Leśmianowego.

M.Sz.: O tak Tomek też pisze czasem teksty, które lecą w tę stronę.

T.G.: O stosunku płciowym w samochodzie. (śmiech)

od lewej: Tomek Gołda (perkusista), Nikita Wierchow (basista), Krzysztof Walter-Croneck fot. Maciek Szukała

od lewej: Tomek Gołda (perkusista), Nikita Wierchow (basista), Krzysztof Walter-Croneck
fot. Maciek Szukała

„W metalowym chruśniaku” w takim razie już jest odhaczone. Wspominaliście o tej przypadłości polskiego języka, w której łatwo skręcić w stronę pisania żenujących tekstów. Trzeba mocno balansować pomiędzy prostactwem a zbyt przytłaczającym patosem.

T.G.: Łatwo sprawić, że tekst będzie pretensjonalny. A z drugiej strony łatwo sprawić, że… A nie mam nastroju na mówienie niemiłych rzeczy dzisiaj. Zostańmy przy tym, że zbyt często jest „krindżowo”.

Śmiałem się chwilę temu z waszej hipotetycznej inspiracji Starym Dobrym Małżeńśtwem. Spotkałem się z Maćkiem zaraz przed waszym koncertem i widziałem jak mu ze stresu drżą ręce i w trakcie waszego wystepu zapisałem sobie w notatniku taką myśl, że jesteście zespołem, który po koncercie mocnym, gitarowym, odstresowuje się słuchając Starego Dobrego Małżeństwa. Ono krąży po waszych playlistach?

T.G.:U mnie nie. Ale my słuchamy bardzo różnej muzyki. Elektroniki, metalu, wszystkiego naprawdę.

M.Sz.: Ja ze Starym Dobrym Małżeństwem mam sporo dobrych wspomnień, bo to była muzyka, która często leciała w samochodzie, gdy jeździłem na wakacje z rodzicami. Wydaje mi się, że to wspomnienie, które jest wspólne dla wielu Polaków. Jest to jeden z zespołów, która wchodzi w tę grupę bardowskich zespołów, choć część z nich jest nam bliższa a część dalsza.

T.G.: Wchodzi w te ramy, zdecydowanie.

M.Sz.: Mimo, że ja bardzo cenię taką muzykę, jak Breakout, Nalepa, czy pozostałych twórców, których wymieniłem już wcześniej – i pomimo tego, że nasza muzyka uderza w te tony – nie jest to do końca zaplanowane. To nie jest nasza koncepcja, że „będziemy grać jak polski zespół z lat 70”, a raczej efekt pewnych rozwiązań, do których doszliśmy w toku tworzenia naszej muzyki.

T.G.: Oraz chemii towarzyskiej, która jest między nami. Jesteśmy dobrze zwąchani nawzajem.

Tomek już powiedział, że on nie jest w nastroju by mówić niemiłe rzeczy więc pytanie skieruję do Maćka…

T.G.: Ale to rozegrałem, jak wytrawny polityk.

Jeżeli mielibyście sformułować jeden zarzut w stosunku do polskiej muzyki per se. Jaki byłby to zarzut i jak można by było to poprawić?

M.Sz.: Uważam, że mimo wszystko w muzyce dzieje się bardzo dużo dobrych rzeczy. Wbrew obiegowej opinii uważam, że wciąż mamy bardzo dużo kreatywnej, fajnej muzyki i dużo zespołów, które wnoszą coś nowego. Mówi się trochę, że rock umarł, ale uważam że to bzdura. Nadal jest mnóstwo fantastycznej muzyki rockowej. Jeśli jednak miałbym mieć jakiś zarzut, bardzo chętnie zobaczyłbym więcej muzyki wykonywanej wspólnie, na żywo przez znajomych, rodziny. Więc może ja tutaj pije nie tyle do samych zespołów, czy formacji muzycznych, ale myślę, że to co byłoby wzbogacające czy bardzo odświeżające, to jest to, żeby muzyka wróciła do domów, czy była bardziej popularna w tym aspekcie czysto ludzkim. Wydaje mi się, że dobrze wpłynęłoby to na muzykę, byłaby bardziej organiczna i żywa. Dlatego, że teraz bardzo mocno polegamy na technologii myślę, że muzyka za bardzo popada w technologiczne uproszczenie. I mówię nie tylko o tym jak się tą muzykę tworzy, ale również o tym jak się jej używa. Ona się staje trochę takim „gimmickiem”, podkładem do tik toka, do rolki.

T.G.: Myślę, że możemy powiedzieć: „pozwólmy sobie na błędy”. Zwłaszcza w dobie rozwoju technologicznego, którego jesteśmy świadkami, rozwoju sztucznej inteligencji. To jest ludzkie.

Widzę Maciek, że ty masz bardzo skandynawską duszę, bo to o czym mówisz, jesli chodzi o powrót muzyki pod strzechy, jest popularne na Islandii. Tam w zasadzie każdy członek rodziny gra na jakimś instrumencie i jest to wpisane w ich kulturę. Może powinieneś zmienić kraj po prostu, może Tet wcale nie jest tak polskim zespołem jak nam się wydaje. Zmieńmy Polskę w Islandię!

T.G.: Odważne twierdzenie! (śmiech)

M.Sz.: Myślę, że wprowadzenie tej muzyki do naszej codzienności, może zmieniłoby sposób jej odbioru i postrzegania. Ona nie byłaby już jakimś szumem w tle, bodźcem który sobie po prostu gdzieś jest i ma nam dorzucać dopaminy, czymś trywialnym. Może stałaby się znowu czymś co łączy ludzi i staje się bardziej nośnikiem emocji, niż łatwej i szybkiej rozrywki. Takim fastfoodem.

T.G.: Chodzi o doświadczenie samo w sobie. Teraz pytanie do czytelnika: Kiedy ostatni słuchałeś muzyki, żeby po prostu słuchać muzyki? Tak, że po prostu siadasz i mówisz „teraz słucham muzyki, nie robię niczego innego”. Przyznam się, że mi samemu rzadko się zdarza w sumie, ale jak już się zdarza to jest fantastycznie, także polecam.

Dzięki wielkie za rozmowę. Nie mogę się doczekać większej ilości waszych muzycznych podróży.

M.Sz.: Pracujemy nad kolejnym albumem! Dziękujemy za rozmowę.

T.G.: Dzięki wielkie, przesyłamy wszystkim buziaki.

TET na Red Smoke Festival 2025
fot. Jakub Korzeniowski na zlecenie Red Smoke Festival

Share Button
Opublikowano w Muzyka

Leave a Reply