Niewłaściwe korzystanie z miejskich funduszy oraz przekłamania w dokumentach. Lubelski Ratusz skontrolował prywatne szkoły, które działają dzięki funduszom publicznym.
Chodzi o placówki, które dotowane są przez miasto. Wysokość dotacji zależy od liczby uczniów, bądź też słuchaczy. Są jednak pewne zasady. Środki są przeznaczane wyłącznie na tych, którzy mogą pochwalić się minimum 50% frekwencją na zajęciach.
Okazuje się, że teoria bardzo daleko mija się z praktyką. Są szkoły, które podają określoną liczbę uczniów uczęszczających aktywnie na zajęcia tylko po to, aby wyłudzić niemałe pieniądze.
O nieprawidłowościach, jakich dopatrzyli się miejscy urzędnicy oraz o zasadach dotowania mówi Anna Morow, dyrektor Wydziału Audytu i Kontroli Urzędu Miasta:
Ratusz wykrył, że rzeczywista liczba uczniów nie pokrywa się z dokumentacją. Nieprawidłowości dotyczą również wydawania miejskich funduszy zgodnie z ich przeznaczeniem. Chodzi m.in. o wydatki na telefony, premie uznaniowe dla pracowników administracyjnych, czy też wypłacone im ekwiwalenty za niewykorzystany urlop.
Takie kontrole regulowane są przez polskie prawo. Anna Morow dodaje, że podczas sprawdzania placówki nie ma miejsca na ustępstwa.
O tym, że placówki wyciągają ręce po pieniądze, które tak naprawdę im się nie należą już wiemy. Okazuje się też, że dochodzi do przypadków, w których lekcje prowadzone są w sposób niewłaściwy, a czas który powinien zostać poświęcony na naukę jest po prostu marnowany
Dodaje Anna Morow.
Każdy przypadek, który wskazuje, że doszło do próby wyłudzenia dotacji kierowany jest do prokuratury. Jeden wyrok jest już prawomocny. Chodzi tu o osobę, która prowadziła niepubliczne przedszkole i pobrała dofinansowanie na siedmioro dzieci, podczas gdy pięć umów zostało podrobionych. W tej sprawie zapadł wyrok – grzywna na łączną sumę 14 tysięcy złotych.
Ostatnia kontrola odbywała się podczas weekendów. Sprawdzano, czy słuchacze chodzą na zajęcia. Wszystko trwało 10 miesięcy, czyli tyle, ile trwają dwa semestry. Rezultatem są oszczędności, o których mówi również Anna Morow:
Obecnie Urząd Miasta domaga się od jednej ze spółek ponad 400 tys. złotych zwrotu. Najprawdopodobniej nie będzie to jedyny proces w tej sprawie. Teraz toczą się też dwie inne. Dotyczą one niepublicznych przedszkoli.