Mijający rok od samego początku układał się bardzo nietypowo. Zaczęło się w niedzielę 8 stycznia, kiedy Polskie Nagrania pierwszy raz w swojej historii wzięły udział w kolejnym finale Wielkiej Orkiestry Świątecznej Pomocy. Nie chciałem jednak, żeby cały pomysł ograniczał się do klasycznej licytacji wystawionego przedmiotu na Allegro. Miało być oryginalnie, może trochę widowiskowo, ale co najważniejsze efektywnie. Na szczęście gotowe rozwiązania zawsze ma Radek Mencfel, przyjaciel audycji, człowiek od lat utrzymujący kontakty z WOŚPem. Radek wymyślił, że zbierając pieniądze przystąpimy do rywalizacji z lubelskim oddziałem Telewizji Polskiej. Mówiąc wprost – wyzwiemy ich na pojedynek. Ostatecznie założyliśmy się, że za licytowany na aukcji przedmiot (dwie płyty dvd) jako radiowa audycja zbierzemy więcej pieniędzy, niż oni z całą swoją medialną machiną. Pomysł bardzo im się spodobał, a dzięki niemu o naszym układzie miał szansę usłyszeć każdy mieszkaniec Lublina. Temat licytacji płyt dotarł nawet na plac przed galerią Olimp, gdzie odbywała się główna część lokalnego finału. Jedna i druga strona podgrzewała atmosferę przy każdej możliwej okazji. W rezultacie nasze dvd osiągnęło wartość dziesięciokrotnie większą od ceny rynkowej. I kiedy zacieraliśmy już ręce z powodu sukcesu i pokonania rywala, okazało się, że… telewizja uzbierała jeszcze więcej kasy. Wkrótce więc na konto fundacji mogło wpłynąć kilkaset złotych, zdobytych na dwóch skromnych, aczkolwiek ciekawych płytach. Przegraliśmy, ale mimo wszystko chyba nigdy wcześniej nie czuliśmy się tak wygrani z powodu porażki. Pomyślałem wtedy, że nieźle zaczyna się ten rok w wykonaniu Polskich Nagrań i szkoda byłoby to w kolejnych miesiącach schrzanić. By tego uniknąć postawiłem sobie prosty cel – to będzie najlepszy rok w pięcioletniej historii tego programu. I dzisiaj nieskromnie mogę napisać – udało się. Zdarzyła się masa rzeczy, z których jestem wyjątkowo dumny i których nie zapomnę nigdy w życiu. Robiąc rachunek sumienia wybrałem trzy rzeczy, które w moim prywatnym rankingu zasługują na krótkie wspomnienie.
1. Spotkanie i wywiad z Peterem Gabrielem
W kategoriach polskiej muzyki Peter Gabriel wydaje się być pomyłką w tym zestawieniu. Być może w jakiś sposób ratuje go współpraca z krakowskim zespołem Kroke, choć w sumie nadal niewiele to zmienia. Ale kiedy pojawiła się szansa spotkania z jednym z największych wokalistów w historii muzyki rockowej, wiedziałem, że relacja musi pojawić się też w Polskich Nagraniach – choćby nie wiem, jak bardzo było to naciągane. Na szczęście wydania specjalne mają to do siebie, że są… specjalne i czasami łamią przyjętą konwencję. Rozmowa z Peterem Gabrielem wydawała mi się być wystarczającym powodem do drobnej zmiany programowej. Pewności nabrałem już w Oświęcimiu (gdzie wokalista grał koncert), patrząc na szerokie grono dziennikarzy, którzy, brzydko mówiąc, do Gabriela dostępu nie mieli. Sam o takim spotkaniu nawet nie marzyłem (nie poczyniłem zresztą w tym kierunku żadnych kroków), dlatego tak miło wspominam telefon, który kilka dni przed koncertem otrzymałem od biura prasowego: „Panie Tomku, tylko kilka osób może uczestniczyć w konferencji z Peterem Gabrielem, ale dla pana mamy miejsce”. Już w dniu koncertu do głowy przyszło mi jedno wspomnienie z dzieciństwa. Wiele lat temu, rozmawiając z kolegami o fenomenie Genesis, powiedziałem im, że kiedyś zapytam Gabriela, czy planuje w przyszłości powrót do zespołu . Reakcji moich znajomych chyba nie trudno się domyślić.
13 maja 2012 roku siedząc naprzeciwko Petera Gabriela zapytałem:
2007 rok. Duża trasa Genesis z Philem Collinsem, ale niestety bez Petera Gabriela. Bierzesz jeszcze pod uwagę, że mógłbyś kiedyś z nimi wystąpić? Przyjdzie taka chwila, kiedy powiesz: zróbmy to ostatni raz w życiu, zaśpiewajmy jako Genesis.
2. Rozdanie Fryderyków
Na Fryderyki pojechałem pierwszy raz w życiu. Cieszyłem się o tyle, że w pięcioletniej historii Polskich Nagrań moje typy w końcu pokryły się w dużej mierze z nominacjami kapituły. Z przykrością muszę jednak napisać, że żadna z obecnych na gali gwiazd nie skompromitowała się, żaden artysta nie zrobił awantury i nikt nikogo nie obraził. Ale i bez tych rewelacji bawiłem się wyjątkowo dobrze i do dzisiaj mam wyrzuty sumienia z powodu dużej ilości wypitego wina, za które nie zapłaciłem. Ale zapewniam, że radio Centrum pokazało się z dobrej strony w każdym wymiarze. Dowodem jest choćby zamieszczone na Pudelku zdjęcie. A podobnych fotografii w ogólnopolskich mediach pojawiło się po gali setki. Czasami zastanawiam się, ilu ludzi w całej Polsce zachodziło w głowę, co to za radio. Na wszelki wypadek podpowiadam: najlepsze.
3. Dwusetne wydanie Polskich Nagrań
To chyba najmilsze doświadczenie, jakie spotkało mnie w tym roku. Pomysł stworzenia specjalnego wydania Polskich Nagrań narodził się jeszcze w lutym, podczas spotkania z chłopakami z Poparzonych Kawą Trzy. Oni jako pierwsi przejęli mikrofon radia Centrum, złożyli życzenia audycji i zażądali Kazika z Villas. Kolejne cztery miesiące to już konsekwentne budowanie programu na 10. czerwca. Miło wspominam ten czas, bo padło wtedy wiele miłych i ciepłych słów, niekoniecznie przygotowanych na potrzeby audycji. Niektórzy artyści specjalnie zmieniali trasy swoich podróży po Polsce, by spotkać się na dosłownie pięć minut i powiedzieć kilka słów na dwusetne wydanie. Miłe było też to, że niektórzy z nich, nie mając możliwości nagrania życzeń, dzwonili z przeprosinami i prywatnie życzyli wszystkiego najlepszego. Nie byłoby oczywiście aż tak cudownie bez życzeń (i prezentów) od słuchaczy oraz przyjaciół, którzy sprawili, że dzień 10 czerwca zaczął mi się mylić z urodzinami.
W międzyczasie w bólach rodziła się impreza z okazji 200. wydania Polskich Nagrań. Plany zmieniały się praktycznie z dnia na dzień i codziennie wychodziło nam, że wystąpi kto inny. Najbardziej szkoda mi utraconych „pewnych” występów Juli i zespołu Cochise z Pawłem Małaszyńskim na wokalu. I absolutnie w grę nie wchodziły kwestie finansowe, bo artyści ci od samego początku byli gotowi razem z nami świętować jubileusz, nie biorąc za występ ani złotówki. Niestety w ostatnich dniach przed finałem terminy zaczęły mocno nam się rozjeżdżać i ostatecznie musieliśmy z koncertów zrezygnować. W końcu podjęliśmy decyzję, że zagrają artyści wywodzący się z lubelskiego środowiska (chociaż był też wśród nich zespół z Meksyku). Zagrali rewelacyjnie.
Smutno mi jedynie, że zostaliśmy oszukani przez jednego ze sponsorów i uzgodnionych pieniędzy nie zobaczyliśmy do dzisiaj. Ostatecznie brakującą kwotę pokrył klub Graffiti. Ale tym większe słowa podziękowania dla Szkoły Językowej Linguaton, kórej pomoc finansowa pozwoliła nam zorganizować tę imprezę.
1 stycznia Polskie Nagrania startują z czystym końcem. A ja już dzisiaj postanawiam: ten rok będzie najlepszy.
Zapraszam na Polskie Nagrania
tomek kowalewicz