Z rozmyślań przy śniadaniu
Pewna pani z telewizji, dyskutując z Andrzejem Lepperem na temat jego niezdecydowania w kwestii obecności Samoobrony w koalicji z PiSem, rzekła:
– Panie Premierze, nie można jednocześnie mieć ciastka i go zjeść.
Pan Andrzej zmierzył ją chłodnym, nieprzyjaznym wzrokiem, po czym z dumą odparł:
– Pani redaktor, co też Pani opowiada. Jak mam ciastko to je zjadam. To jak nie można?
I pan przewodniczący w tym momencie triumfował! Jednym zdaniem wytrącił dziennikarce z rąk wszystkie argumenty. Dziennikarka nie mogła przecież wiedzieć, że wicepremier tego kraju nie ma zielonego pojęcia, o co chodzi w zapożyczonym od Anglików powiedzeniu.
Zresztą o życiu Lepper wiedział więcej, niż zwykły prosty człowiek. Kiedy bronił klubowego kolegi europosła Bogdana Golika* oskarżonego w 2008 roku o zgwałcenie prostytutki, oświadczył całemu narodowi:
No pierwsze to jak można prostytutkę zgwałcić. To jest hehehe heheh hehe…
I znowu mógł ogłosić zwycięstwo, bo znowu wiedział więcej, niż inni.
Wiem też chyba, jaka padłaby odpowiedź z ust Leppera na pytanie, co jest ważniejsze w życiu: mieć, czy być? [no jak? Przecież mam i jestem]
Niestety niemiecki filozof Erich Fromm nie był tak sprawny w rozwiązywaniu wiekowych dylematów, dlatego zagadnieniu „mieć, czy być” poświęcił grubą rozprawę naukową. Pisał w niej między innymi o tym, że celem naszego życia nie powinno być posiadanie bogactw, lecz bogactwo bycia. Fromm cytowany jest dzisiaj przez miliony ludzi na całym świecie – nawet przez tych, którzy swoje życie podporządkowali mamonie. Do jego dorobku sięgali w swoich piosenkach też i polscy wykonawcy, wśród nich Artur „Już nie Myslovitz” Rojek, Krzysztof „Już nie Pidżama Porno” Grabowski czy Ryszard „Wiecie co z nim zrobić” Peja Andrzejewski.
Gdyby odpowiedź na to pytanie była prosta, każdy już dawno dokonałby właściwego wyboru. A przecież tak nie jest. W sztuce Bengta Ahlforsa „Komedia Teatralna” jedna z bohaterek zastanawia się, co lepsze: banalny spektakl, który bawi publikę, czy ambitne przedstawienie, które dla przeciętnego widza jest nudne? Bez zastanowienia wybrałem bramkę numer jeden, choć jestem też przekonany, że aktorka próbowała wcisnąć mi inną opcję. Najchętniej zastosowałbym tutaj system mieszany, czyli ambitne przedstawienie, które bawi publikę. Ale czy tak się da? Ambitnie i zabawnie miało być przecież 19 lutego w audycji Polskie Nagrania. Lublin obchodził Rok Johna Cage’a (w przeciwieństwie do jego mieszkańców, których za bardzo to nie obchodziło) w związku z czym zaprosiłem do siebie dwóch poznańskich artystów-performerów, mocno ceniących sobie twórczość amerykańskiego kompozytora. Hubert Wińczyk i Piotrek Tkacz postanowili wykonać na żywo jeden z utworów Cage’a. Niby nic ambitnego. Trudność polegała jednak na tym, że nie znali wcześniej tej kompozycji, nie przygotowali też żadnego planu. Czysta improwizacja, więc myślałem, że będzie fajnie…
…ale 70 minut nieustannego drapania po płycie gramofonowej i czytanie nie do końca zrozumiałego tekstu nie może być fajne. Ale taki to był utwór i tak go chłopaki zinterpretowali. Oni byli ze swojego występu zadowoleni. Przynajmniej oni, bo słuchacze prawdopodobnie mieli ochotę wysadzić radio w powietrze. Im dla odmiany rozsadzał głowę pisk przesuwanej po plastiku igły. Tak właśnie przyczyniłem się do tych obchodów. No ale coś za coś. Zresztą rozwiązanie dylematu mieć, czy być często weryfikuje samo życie.
Cecilia Gimenez, osiemdziesięcioletnia kobieta z małego miasteczka Borja koło Saragossy w Hiszpanii nie dokonała przecież renowacji fresku Jezusa dla pieniędzy. Zrobiła to dla kościoła, dla Boga, może trochę dla samej siebie. Ale na pewno nie chciała sławy i bogactwa. Skąd mogła jednak wiedzieć, że o jej autorskiej pracy zwanej Jezusem „rozmazanym”, czy też „ziemniakiem” usłyszy cały świat. O słynnej „renowacji” można było przeczytać w prasie 160 krajów, a do Sanktuarium Miłosierdzia Bożego w Borja zaczęli napływać turyści w nadziei zobaczenia fresku na żywo. Fundacja zarządzająca świątynią nie miała wyjścia – konieczne było wprowadzenie opłat za wstęp do kościoła. I właśnie wtedy pani Cecilia poczuła się oszukana, bo przecież to ona była autorką całego zamieszania. Wraz ze swoją rodziną i prawnikami zaczęła domagać się wynagrodzenia za prawa autorskie. A jest za co…
Naprawdę nie wiem, czy lepiej jest być, czy mieć? Jeśli mógłbym rozpatrywać to zagadnienie w kontekście wszechogarniającej nas komercji to muszę uczciwie przyznać, że nie widzę w niej nic złego. Nawet ją trochę lubię. Co z tego, że dzisiaj w lubelskiej hali Globus Piotr Rubik będzie udawał, że gra muzykę poważną? Skoro ludziom to się podoba, nie należy tego krytykować. Ale jeśli ktoś woli posiedzieć sobie w ciszy (lub żeby ambitniej zabrzmiało – posłuchać w domu „Ciszy” Johna Cage’a) nic mi do tego. Rubik doskonale wie, że gdyby przyjechał do Lublina, by zaprezentować utwory Roberta Schumanna, czy Johanna Straussa (obu), spokojnie zmieściłby się z publiką w Filharmonii. Reguły są proste i przejrzyste.
Każdy powinien sam decydować o swoim być albo mieć. Pewien zaprzyjaźniony muzyk opowiadał mi przed laty, że mógłby pisać sto przebojów rocznie i być granym przez wszystkie rozgłośnie radiowe w kraju. (może się tylko chwalił) Ale nie chce tego, bo bardziej ceni sobie muzykę trudniejszą, przygotowaną dla bardziej wymagającego słuchacza. Szczere zdanie, które jednak Piotr Rubik mógłby zripostować: ja przynajmniej tego słuchacza mam. Ale niech każdy odpowiada w swoim imieniu. Albo mieć, albo być. Ważne jedynie, by przed rozwiązaniem tej zagadki dobrze zrozumieć jej przesłanie. Bo może się nagle okazać, że stajemy przed dylematem: MIEĆ uznanie, czy BYĆ bogatym? I wszystko wtedy się pomiesza.
Zapraszam na Polskie Nagrania
tomek kowalewicz
*(na szczęście Golik nie reprezentuje już nigdzie narodu polskiego. Wycofał się z polityki w 2009 roku, także wygłaszając mądrość życiową: Uważam za bezcelowe ubieganie się o mandat w wyborach [do Parlamentu Europejskiego], które po raz pierwszy od 20 lat są zmanipulowane. Obraził się, a potem zniknął. Oby tylko któregoś dnia mu nie przeszło…)