Niełatwe życie w naszym kraju ma czytelnik „Gazety Polskiej Codziennie”. Próbuje taki nieszczęśnik znaleźć propozycję kulturalną godną prawdziwego patrioty, otwiera GPC… i w tym momencie żarty się kończą. Na pierwsze miejsce wysuwa się bowiem pamięć o Powstaniu Warszawskim, a tutaj nie ma miejsca na kompromisy. By jeden mógł zwyciężyć, drugi musi polec.
Pierwszy do ataku przystępuje Igor Szczęsnowicz, który kilka godzin wcześniej oglądał w telewizji koncert „morowych panien”. Jest zniesmaczony, że ktoś tak niepoważnie mógł potraktować dzielne kobiety, często oddające życie za Polskę. Nie kryje więc swojego rozczarowania – Płycizna i banał. I tak razy dziesięć. Wydaje mi się, że te wszystkie poległe w powstaniu wspaniałe dziewczyny (…) nie chciałyby takiego czczenia ich pamięci – pisze oburzony Pan Igor. I czytelnik już wie, by od tego nietrafionego pomysłu trzymać się z daleka, może nawet wygwizdać przy najbliższym przypadkowym spotkaniu. Spokój owego pechowca nie trwa jednak zbyt długo. Trzy dni później w tej samej Gazecie walkę o czytelnika rozpoczyna Jan Pospieszalski. I przemawia: – To nie jest manifest pacyfistyczny kobiet, jak chciałyby pewnie feministki, to hołd dla tych Morowych Panien, które wiedzione siłą ideałów wybrały walkę w Powstaniu. Mamy różnorodność nastrojów i postaw. Od lirycznych, choć niezwykle przejmujących obrazów – wspomnień (…), przez sceny prawie jak z pamiętnika Mirona Białoszewskiego (…), do mocnych, patriotycznych deklaracji.” Ale jak to? Przecież Pan Igor wyraźnie pisał, że to banał. To w końcu co robić – gwizdać na te morowe panny, czy bić im brawo? Szczęsnowicz krzyczy: gwizdać na Mlynkovą – wyobraża sobie taka, że kobietom wówczas, podobnie jak uczestniczkom większości dzisiejszych konkursów piękności, najbardziej zależało na bliżej nieokreślonej „wolności i pokoju”. Pospieszalski ripostuje: bić brawo Mlynkowej – Gdy w jej piosence słyszymy „Za wolność, za pokój ideom oddane, idą piękne panny, walczyć w Powstaniu”, Lilu nie pozostawia wątpliwości, o jakie idee chodzi „Posadziłeś dla mnie drzewo, zbudowałeś biały dom z czerwonym dachem (…) byłam najszczęśliwsza w świecie. Urodziłam syna, uczyliśmy go od dziecka: Bóg, honor, ojczyzna”.
I ów nieszczęśnik odpuści sobie pewnie „morowe panny”. Bo co, jeśli posłucha Pospieszalskiego, a potem nie daj boże okaże się, że Szczęsnowicz miał rację. Albo co, jeśli zwyzywa Mlynkovą za to, że ta nie szanuje polskich bohaterek, a potem niechcący okaże się, że Pospieszalski słusznie docenił jej muzykę? Lepiej nie narażać się „Gazecie Polskiej Codziennie”. Lepiej dla świętego spokoju wybrać już „Powstanie Warszawskie” stworzone przez muzyków Lao Che. Zwłaszcza, że o tym krążku GPC nic nie wspomina. A do tego jeszcze, kiedy ich koncert pokazała telewizja, lewicowy Daniel Passent pisał: „Kilka tysięcy rozentuzjazmowanych młodych ludzi wysłuchiwało rytmicznych wrzasków na temat Powstania, pierwsze rzędy wymachiwały rękoma, kołysały się rytmicznie i miały doskonałą zabawę, czemu sprzyjała dyskotekowa muzyka, migające kolorowe oświetlenie i piękny, letni wieczór. W Ten sposób Powstanie Warszawskie przerobione zostało na gitarę i dyskotekę. Z tragedii zrobiono komedię. To kolejny krok w oddalaniu się mitu od rzeczywistości, od trzeźwego spojrzenia na historię – do oszołomienia”. Na szczęście każdy czytelnik Gazety Polskiej Codziennie wie, że Daniel Passent nie może mieć racji. Gorzej z czytelnikami „Polityki” i „Gazety Wyborczej. Ci to dopiero mają niełatwe życie w naszym kraju…
Zapraszam na Polskie Nagrania.
tomek kowalewicz