Pięcioro ludzi, samochód, góry i przygoda życia. Ekipa, która wyruszyła na początku lipca do Gruzji aby zdobyć Kazbek wróciła do Lublina. Mimo, że nie udało im się zdobyć szczytu, czternastodniową wyprawę uważają za bardzo udaną. Do celu wspinaczki zostało im tylko około 300-400m.
-Mieliśmy trochę pecha, trochę też uwagi nam zabrakło. Dzień wcześniej przed atakiem szczytowym kiedy wracaliśmy z przełęczy trójka z nas wpadła do szczeliny, która była wypełniona wodą – mówi ksiądz Paweł Bartoszewski, organizator wyprawy
– Śnieg, który rano w tym samym miejscu gdy przechodziliśmy był twardy, po południu rozgrzany słońcem stał się już miękki, nie utrzymał nas i niestety przemoczyliśmy buty. Następnego dnia na wysokości cztery pięćset- cztery siedemset po prostu nie tylko buty zaczęły nam przemarzać, ale i skarpetki i nogi. Stwierdziliśmy, że nasze nogi nie są warte zdobycia szczytu– dodaje ksiądz.
Ponieważ członkowie ekipy uznają zasadę, że wchodzą wszyscy albo nikt, nie rozdzielili się. Stwierdzili, że cała piątka wraca na dół. Nie mogli też poczekać i ponowić próby zdobycia szczytu, ponieważ pogorszyła się pogoda.